czwartek, 9 maja 2013

Skąd się wzięły "polskie obozy koncentracyjne"?

Gdy na Zachodzie ludzie mówią o „polskich obozach koncentracyjnych”, to jest to przejęzyczenie, czy też po prostu szczerze są o tym przekonani? Na pomyłkę to nie wygląda, gdyż zbyt często padają z ich ust te słowa. Skąd zatem takie przekonanie? Szczególnie dla osób, które pamiętają okres II wojny światowej, takie kłamstwa są nie tylko niepojęte, ale również bolesne. Tematowi zacierania prawdy o zbrodniach niemieckich poświęcony był wykład prof. Krystyny Daszkiewicz, który odbył się w przeddzień 68. rocznicy zakończenia II Wojny Światowej na Wydziale Prawa i Administracji UAM.
 

Korzeni tego stanu rzeczy profesor Daszkiewicz dopatruje się już w samych działaniach Niemców – na ziemiach polskich dokonywali mnóstwa egzekucji masowych, część z nich była jawna (na pokaz, aby wystraszyć Polaków), ale wiele było utajnianych i nie rejestrowanych. Niemcy w wielu przypadkach nie prowadzili ewidencji zbrodni, często celowo podawali nieprawidłowe daty wydarzeń, stosowali mylące kryptonimy akcji (np. „Akcja Pokojowa”), fałszowali przyczyny zgonów (najczęściej podawano przyczyny naturalne), zacierali ślady po mogiłach: niwelowali teren, sadzili drzewa, palili zwłoki i miażdżyli na proch pozostałe po nich kości. Niemcy tak umiejętnie maskowali swoje zbrodnie, że Żydzi z Zachodniej Europy będąc transportowani do Majdanka nie mieli świadomości, że jadą na śmierć.

Profesor zwróciła uwagę na to, jak obecnie manipuluje się językiem. Gdy Polacy byli zmuszani do zmiany miejsca zamieszkania, wtedy Niemcy nazywali to „ewakuacją”, „akcją wysiedleńczo-pacyfikacyjną”. Natomiast, gdy po wojnie na Ziemie Odzyskane wkraczała Armia Czerwona, przed którą Niemcy uciekali, wtedy nazwali to „wypędzeniem”. Profesor Daszkiewicz przypomniała jedną z konferencji zorganizowanych przez Instytut Zachodni w Poznaniu, na której zastanawiano się, czy w związku z „wypędzeniami” Polacy byli jedynym źródłem cierpień Niemców. A gdzie tu przyczyna pierwotna, czyli napaść na Polskę? 

Innym przykładem językowej manipulacji jest używanie słowa „naziści” zamiast „Niemcy”. Jest to dla Niemców wygodne, gdyż zwalnia ich to od odpowiedzialności, a poza tym łatwiej wtedy szukać „nazistów” wśród innych nacji. Niestety, także prezydent Obama w liście do prezydenta Komorowskiego, w którym przepraszał za użycie słów „polskie obozy koncentracyjne”, ani razu nie użył słowa „Niemcy”, za to słowo „naziści” padło we wszystkich przypadkach. Wystarczy, że ktoś ma braki w wiedzy na temat historii II wojny światowej, a wtedy takie „kosmetyczne” nieścisłości terminologiczne mogą mieć kolosalne znaczenie dla uznania tego, kto był katem, a kto ofiarą.

Pani profesor przytoczyła również wypowiedź Szewacha Weissa, który stwierdził, iż Polacy niewystarczająco mówią o prawdzie na temat wojny za granicą. Powiedziała również, że dorobek badań wielu profesorów i naukowców, m.in.: Karola Pospieszalskiego, Stanisława Waszaka, Zbigniewa Janowicza nie dość, że nie jest prezentowany na Zachodzie, to nawet w kraju się o nim zapomina. Co gorsza, okazuje się, że mnóstwo dowodów w postaci fotografii, archiwów Polacy wypożyczyli… Niemcom. I zanosi się na to, że jest to wypożyczone na wieczne oddanie. Gdy uznany amerykański profesor Richard Lukas napisał książkę „Zapomniany Holokaust” na temat krzywd Polaków doznanych w czasie II wojny światowej – został objęty przez amerykańskie środowisko naukowe anatemą za to, że ośmielił się porównać cierpienia narodu polskiego do cierpień narodu żydowskiego. To, że powstają dziś takie produkcje jak niemiecki serial „Nasze matki, nasi ojcowie”, gdzie Niemcy są wybielani a Polacy oczerniani – w kontekście przytoczonych okoliczności przestaje dziwić.

W czasie wykładu pani profesor Daszkiewicz przez kilkanaście minut odczytywała miejsca w Wielkopolsce, gdzie tylko w roku 1939, a więc przez 4 miesiące, dokonywane były egzekucje. Straszna statystyka. Szokujące jest to, z jakim okrucieństwem i kalkulacją dokonywane były te zbrodnie. To nie w wyniku frontowych porażek czy dokuczliwości partyzantów Niemcy stali się potworami. Oni dokonywali eksterminacji, gwałtów, tortur i grabieży programowo - od pierwszego dnia wojny. Brali w tym udział nie tylko fanatyczni esesmani, ale i żołnierze Wehrmachtu. Już wtedy Niemcy mieli opracowane techniki „odzyskiwania” kosztowności i wartościowych przedmiotów. Wykorzystywany był w tym celu także niezwykle rozbudowany system obozów przejściowych, w których ludzie byli selekcjonowani na tych do zabicia, do ciężkich robót i do germanizacji (niebieskookie i blondwłose dzieci). Takie obozy przejściowe znajdowały się również w Poznaniu na ulicy Głównej, przeszło przez nie około 130.000 osób.

Niemcy mordowali także kobiety, starców i dzieci, ludzi niepełnosprawnych i chorych psychicznie. Nie interesowało ich to, aby Polaków leczyć, nie interesowało ich, aby zapewniać Polakom minimum racji żywnościowych. Tylko w Polsce Niemcy wprowadzili i egzekwowali prawo, według którego nawet za kromkę chleba daną Żydowi groziła śmierć. A to właśnie w Polsce uratowanych było najwięcej Żydów, co potwierdzają dane instytutu Yad Vashem. Profesor Daszkiewicz powiedziała, że Żydzi byli bez wątpienia najbardziej znienawidzeni przez Niemców i jako naród doznali największych strat, ale nie wolno nam zapominać o naszych krzywdach, które również były kolosalne – liczba ludności Polski po wojnie zmniejszyła się o 14 milionów, straty materialne, czyli zniszczone miasta, przemysł, zabytki, szkoły, szpitale, infrastruktura komunikacyjna, zwierzyna leśna, zwierzęta gospodarskie, surowce, wywiezione dobra kultury, kosztowności, a także wszystko to, co dało się wywieźć i wykorzystać (nawet krawężniki)… Jak podają niektóre szacunki, straty wojenne poczynione przez Niemców jak i Rosjan, można przeliczyć na 700 miliardów dolarów (licząc, że dziś 1 $ wart jest 3 zł, wynosi to ponad 2 biliony zł). Dla porównania dziś PKB Polski jest wielkości 690 miliardów dolarów. I jeszcze mamy deficyt budżetowy sięgający według Money.pl 1 biliona zł. Jak dzisiaj wyglądałaby Polska, gdyby nie te straty ludnościowe i materialne?

Pani profesor Krystyna Daszkiewicz jest uznanym autorytetem w dziedzinie prawa karnego, wyspecjalizowała się w problematyce niemieckich zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości, a także w badaniach nad patologiami społecznymi. Była członkiem Armii Krajowej, po wojnie zrobiła błyskotliwą karierę naukową. W latach 80-tych XX wieku włączyła się w działalność opozycyjną. W 2008 roku została uhonorowana tytułem Zasłużony dla Miasta Poznania.

Artykuł ukazał się na stronie www.BLUBRY.pl.
http://www.blubry.pl/z-poznania/sk%C4%85d-si%C4%99-wzi%C4%99%C5%82y-%E2%80%9Epolskie-obozy-koncentracyjne%E2%80%9D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz