poniedziałek, 4 lipca 2016

Zaciśnięta pięść kontra Poznańskie Krzyże

Tak bardzo nam zależy, aby Poznański Czerwiec 1956 r. był należycie uczczony, aby jego historia trafiła do świadomości jak najszerszych rzesz Polaków. Tymczasem zamiast o Romku Strzałkowskim, najmłodszej ofierze tego poznańskiego buntu antykomunistycznego, kraj usłyszał o Jacku Jaśkowiaku, prezydencie Poznania, nieformalnym liderze wielkopolskiego KOD-u, który coraz bardziej upodabnia się do skandalisty Palikota. 

Reżyserem profanacji 60. rocznicy Poznańskiego Czerwca był niestety prezydent Jaśkowiak. Wskazuje na to szereg jego posunięć. W 1956 r. robotnicy poznańskich zakładów pracy wyszli na ulice przeciw zbrodniczym i narzuconym z zewnątrz władzom komunistycznym, aby upomnieć się o godność, wolność, respektowanie ich pracowniczych praw, poprawę sytuacji ekonomicznej oraz uszanowanie religii katolickiej. Tymczasem pan Jaśkowiak dokonał swoistej reinterpretacji tej rocznicy, dodając do niej polityczne treści wygłaszane na manifestacjach KOD-u. Wszystko po to, aby stworzyć fałszywą analogię, że rządy PiS to rzekomy autorytaryzm, narodowy socjalizm i faszyzm – jednym słowem „kaczyzm”. Rocznica Czerwca ‘56 stała się zatem pretekstem do zorganizowania kolejnego antypisowskiego wiecu. Była to zachęta do tego, aby w Poznaniu urządzić majdan. Temu miało służyć podgrzewanie emocji przez pana Jaśkowiaka. Niestety w ten sposób podeptał również pamięć o tragicznych ofiarach wydarzeń, które miały miejsce 60 lat temu w Poznaniu.

Prezydent Poznania już kilka tygodni przed uroczystościami zapowiadał, że wykorzysta fakt, iż w uroczystościach weźmie udział prezydent Polski, Andrzej Duda, i wygłosi przemówienie, w którym zamierza krytykować obecne władze państwowe. Pomimo apeli kierowanych ze strony radnych PiS, aby nie wykorzystywał tej rocznicy do bieżącej walki politycznej, która nijak się ma do problematyki samorządowej ani do celebrowania tej okrągłej rocznicy, prezydent Jaśkowiak dopiął swego. Wystarczy porównać pełne aluzji politycznych i utrzymane w stylistyce KOD-owskiej przemówienie Jacka Jaśkowiaka, z odnoszącym się do historii Poznańskiego Czerwca przemówieniem Andrzeja Dudy, prezydenta RP. Ale cofnijmy się jeszcze do innych wydarzeń.

Prezydent Jaśkowiak twarzą obchodów 60. rocznicy Czerwca ’56 uczynił panią Aleksandrę Banasiak, która od 1992 r. jest prezesem stowarzyszenia „Poznański Czerwiec 56” i była członkiem komitetu honorowego tegorocznych obchodów. W czasie tragicznych wydarzeń czerwcowych była pielęgniarką ze szpitala im. Franciszka Raszei, która demonstrantom ratowała życie i zdrowie. Niewątpliwie należy jej się za to ogromny szacunek. Dlaczego jednak prezydent Poznania eksponował wyłącznie jej osobę? Być może znaczenie miało to, że pani Aleksandra Banasiak od lat oficjalnie popiera Platformę Obywatelską, że w 2007 r. kandydowała do Sejmu z list tej partii i często przychodzi na KOD-owskie manifestacje, na których nieraz już zabierała głos. Tymczasem środowisko kombatantów Poznańskiego Czerwca to nie tylko pani Banasiak – działają jeszcze dwa inne stowarzyszenia skupiające czerwcowców. Wielu z nich nie utożsamia się z jej poglądami politycznymi.

Kolejnym przykładem eksponowania przez Jacka Jaśkowiaka osób kojarzonych z KOD-em jest zaproszenie na obchody Lecha Wałęsy, byłego prezydenta RP, który oficjalnie popiera tę formację i w niewybredny sposób nawołuje do walki z PiS. Postać Wałęsy budzi duże kontrowersje, przede wszystkim w związku z udowodnioną współpracą ze służbami PRL, ale także z zahamowaniem przez niego procesu dekomunizacji, gdy był prezydentem Polski, oraz w związku z osobliwymi zachowaniami i wypowiedziami mającymi miejsce w ciągu ostatnich kilku lat. Skoro został zaproszony jako były prezydent, to dlaczego na obchodach nie było Bronisława Komorowskiego i Aleksandra Kwaśniewskiego? No tak, ale gdyby na uroczystości obecni byli jeszcze dwaj inni eksprezydenci, to wtedy trudniej byłoby udzielić głosu wszystkim trzem. A może trzeba by wtedy wspomnieć również ś.p. Lecha Kaczyńskiego? Zaproszenie Lecha Wałęsy na obchody Poznańskiego Czerwca można uznać za kolejną porcję oliwy dolanej do ognia.

Jednakże najbardziej do podgrzania negatywnych emocji prezydent Poznania wykorzystał sprawę odbywającego się według wojskowego ceremoniału apelu pamięci, który pierwotnie miał mieć miejsce na głównych uroczystościach pod Poznańskimi Krzyżami. W apelu tym, zgodnie z przepisami oraz z podjętą wiele miesięcy wcześniej decyzją ministra obrony, Antoniego Macierewicza, miały być wspomniane ofiary katastrofy smoleńskiej. W mojej ocenie wspomnienie w apelu pamięci również tych, którzy zginęli w czasie innych wydarzeń niż to, którego dana uroczystość dotyczy, dla nikogo nie powinno być bulwersujące. Tutaj jednak najistotniejszy był sposób, w jaki prezydent Jaśkowiak wyraził swój sprzeciw. Ze sprawy apelu i udziału w uroczystościach wojska uczynił widowisko. Gdyby był odpowiedzialnym prezydentem miasta, szukałby kompromisowego rozwiązania i dążyłby do wyciszenia emocji społecznych. Tymczasem pan Jaśkowiak okazał się harcownikiem – wpierw głośno wyraził swój sprzeciw w tej sprawie w mediach społecznościowych, potem napisał list do ministerstwa obrony, który oczywiście zaraz upublicznił, następnie udał się do programu Tomasza Lisa, aby nadać tematowi rozgłos w całym kraju, wreszcie zwołał specjalną konferencję prasową, na której oświadczył, że rezygnuje z wojskowej asysty na uroczystościach. Jakby tego było mało wysłał jeszcze pismo do dowódcy Garnizonu Poznań, w którym mimo wcześniejszej rezygnacji namawiał wojsko do udziału w uroczystościach pod Poznańskimi Krzyżami, ale bez odczytywania apelu pamięci i oczywiście ten list także upublicznił. W tym kontekście incydent związany z decyzją gabinetu prezydenta Poznania o niewpuszczeniu orkiestry wojskowej na główne uroczystości jest kompletnie niezrozumiały. Skutkiem tej decyzji był skandal dyplomatyczny wywołany nieodegraniem hymnu Węgier, pomimo obecności na uroczystościach prezydenta tego kraju, Janosa Adera.

Z efektami działań pana Jaśkowiaka mogliśmy się zapoznać na placu pod Poznańskimi Krzyżami. W pobliżu strefy VIP oraz kamer telewizyjnych zgromadziła się zorganizowana grupa osób wyposażona w czerwone kartki, egzemplarze Konstytucji, gwizdki i trąbki (wuwuzele), a więc przedmioty, które raczej nie służą do klaskania. Gdy na miejsce przybył Lech Wałęsa, w geście poparcia grupa ta zaczęła skandować jego imię i nazwisko. Gdy z kolei przybył na plac Andrzej Duda, wtedy zaczęli buczeć, gwizdać i skandować inne hasła. Również wtedy, gdy Andrzej Duda wygłaszał swoje przemówienie, w którym oddawał hołd poległym poznaniakom, zachowywali się tak samo – niemal cały czas go przekrzykiwali i usiłowali zagłuszyć, skandowali m.in. „Konstytucja”, „Wolny Poznań” oraz niecytowalne inwektywy. Tak samo zachowywali się, gdy Piotr Gliński odczytywał list od premier Beaty Szydło oraz pod koniec przemówienia przewodniczącego wielkopolskiej „Solidarności”, Jarosława Lange. Jacek Jaśkowiak, mimo tego, że był gospodarzem i głównym organizatorem tych uroczystości, mimo tego, że sam zaprosił do Poznania prezydenta Polski, ani razu nie podjął próby, aby uspokoić skandujących – tej grupy, która jemu biła gromkie brawa, a więc jego zwolenników. W rezultacie na zagłuszające wrzaski KOD-owców zaczęli odpowiadać zwolennicy prawej strony sceny politycznej. Szczególnie aktywni i słyszalni byli kibice, część z nich nawet wmieszała się w grupę KOD-owców, aby przeszkodzić im w hałasowaniu. Emocje były już jednak tak duże, że i Jacek Jaśkowiak, i Lech Wałęsa również byli zagłuszani przez swoich przeciwników. Niezagłuszane były jedynie przemówienia prezydenta Janosa Adera i Aleksandry Banasiak.

Niestety, główne uroczystości 60. rocznicy Poznańskiego Czerwca zostały zakłócone. Gdy pod koniec uroczystości przechodziłem obok prezydenta Jaśkowiaka, nie widziałem na jego twarzy smutku. Wręcz przeciwnie, był z siebie bardzo zadowolony, a kilka osób nawet do niego podeszło i mu gratulowało. Dwa dni po uroczystościach Jacek Jaśkowiak wydał oświadczenie, w którym usprawiedliwiał krzyki kierowane w stronę Andrzeja Dudy i Piotra Glińskiego. Całą odpowiedzialność za wywołanie negatywnych emocji zrzucił na ministra Macierewicza, PiS oraz prawicowe organizacje. Jacek Jaśkowiak zapisze się w historii miasta, jako człowiek, który sprofanował ważną dla Poznania rocznicę, który nie miał skrupułów, aby doniosłe święto zamienić w polityczny wiec. Być może liczył na to, że ta uroczystość zamieni się w antypisowski majdan. Na szczęście do niczego takiego nie doszło.

Dodam, że dla mnie ofiary Poznańskiego Czerwca zostały godnie uczczone w czasie wcześniejszych uroczystości – pod bramą główną HCP, pod pomnikiem przy budynku prokuratury na ul. Hejmowskiego, pod pomnikiem na ul. Kochanowskiego, przy dawnej zajezdni na ul. Gajowej, przy pomniku na ul. Roboczej, w budynku Politechniki Poznańskiej, przy bramie do dawnej hali W3. Nikt tam nie buczał, nie trąbił i nie skandował – bo nikt nie urządzał tam politycznego wiecu.

Na koniec wspomnieć chcę również o inicjatywie pod nazwą Wielkopolska Prawica zrzeszającej przedstawicieli różnych organizacji społecznych i politycznych. Zaznaczyła ona swoją obecność w sposób pozytywny, m.in. eksponowała transparent o treści "Wielkopolska Prawica w hołdzie powstańcom Czerwca '56" oraz transparent odnoszący się do przyjaźni polsko-węgierskiej. Delegacja Wielkopolskiej Prawicy składała również kwiaty pod pomnikiem przy bramie głównej HCP. Uważam, że właśnie w taki sposób organizacje społeczne i polityczne powinny uczestniczyć w tak szczególnych wydarzeniach, jakimi są ważne rocznice.

grafiki i fotografia: poznan.pl, Wielkopolska Prawica