piątek, 30 sierpnia 2013

Reklamacja po wielkopolsku

W Polsce funkcjonuje 9 delegatur Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). 26 sierpnia Urząd przedstawił raport ze swojej działalności w 2012 roku. Delegatura w Poznaniu obejmuje wyłącznie obszar, drugiego co do wielkości, województwa wielkopolskiego, dlatego mamy możliwość porównania się z resztą Polski.

Mieszkańcy Wielkopolski pod względem korzystania z porad Rzeczników konsumentów nie wyróżniają się na plus ani na minus – na 1000 mieszkańców naszego województwa Rzecznicy konsumentów udzielili 9,95 porad. Dla porównania w Małopolsce i na Podkarpaciu (delegatura Kraków) udzielono prawie 2 razy tyle porad (17,01), a z kolei w województwie lubelskim i na Podlasiu (delegatura Lublin) 6,43. O czym może świadczyć ten współczynnik? Nieuprawniony wydaje się wniosek, że w Krakowie konsumenci są częściej oszukiwani, a w Lublinie rzadziej. Współczynnik ten może świadczyć z jednej strony o dostępności urzędów i o świadomości konsumentów z możliwości korzystania z porad Rzeczników, a z drugiej strony o różnicach w mentalności mieszkańców poszczególnych regionów – jedni są nadzwyczaj wybredni, a inni po prostu wolą machnąć ręką na problem i nie dochodzą swego.




Pomoc Rzecznika konsumentów na tym etapie polega na udzielaniu porad w biurze lub telefonicznie, odpowiadaniu na zapytania konsumentów, wyjaśnianiu i interpretowaniu przepisów prawa, umożliwianiu i ułatwianiu konsumentom dostępu do materiałów edukacyjnych i informacyjnych traktujących o uprawnieniach konsumentów. W jakich sprawach najczęściej zgłaszali się do Rzecznika konsumenci z Wielkopolski? Były to głównie kwestie umów sprzedaży towarów – 50,0% spraw, a wśród nich najczęściej reklamowane były buty i odzież (19,60%), sprzęt RTV i AGD (9,51%) oraz artykuły związane z wyposażeniem mieszkań (6,00%). W porównaniu z pozostałymi województwami bardzo mało spraw, bo tylko 37,4%, dotyczyło usług, w tym: telekomunikacyjnych (9,28%), finansowych (3,99%), ubezpieczeniowych (3,90%). Przykładowo na Mazowszu tylko 39,4% spraw dotyczyło reklamacji towarów, a z kolei najwięcej reklamacji dotyczących usług miało miejsce na terenie delegatury Kraków, aż 50,3%. Można pokusić się o patriotyczny wniosek, że po prostu w Wielkopolsce usługi są lepiej wykonywane – porządek musi być. Pod tym względem najbardziej podobni do Wielkopolan wydają się mieszkańcy przynależni do delegatury w Bydgoszczy (kujawsko-pomorskie oraz warmińsko-mazurskie) - 48,4% towary i 37,5% usługi.

Jest jeszcze trzecia kategoria reklamacji, związana z zakupem towarów poza lokalem i na odległość. W tej kategorii mieszczą się przypadki związane ze sprzedażą bezpośrednią (pokazy w restauracjach i spotkania w domach), gdzie reklamacje składają głównie osoby starsze, ale także ze sprzedażą przez Internet, gdzie poszkodowani są głównie młodzi konsumenci. Tutaj Wielkopolska się specjalnie nie wyróżnia (12,6% spraw), jednakże zauważyć można, że najwięcej tego typu przypadków ma miejsce na terenie delegatur w Bydgoszczy i Lublinie – 14,1%. Najmniej na terenie delegatury Kraków – 7,7%. Podsumowując tę część można powiedzieć, że na tle innych mieszkańców, Wielkopolanie najrzadziej reklamowali usługi finansowe i telekomunikacyjne, a najczęściej usługi ubezpieczeniowe oraz wadliwe towary w postaci odzieży, obuwia i wyposażenia wnętrz.


Porada prawna Rzecznika to dopiero pierwszy etap załatwiania spraw konsumentów. Gdy jednak porady nie wystarczają do rozwiązania problemu, Rzecznicy interweniują u przedsiębiorcy np. poprzez wezwanie do udzielenia wyjaśnień, przeprowadzenie mediacji lub pouczenie. Najczęściej do takich interwencji dochodziło w delegaturze Łódź (łódzkie i świętokrzyskie), gdzie w 20,3% przypadków zgłoszonych przez konsumentów następowała interwencja. Najrzadziej w delegaturze Kraków, bo tylko w 4,8% przypadków. Na tym tle poznańska delegatura z poziomem 13,0% interwencji niczym się nie wyróżniała. UOKiK w swoim rocznym sprawozdaniu twierdzi, że generalnie przedsiębiorcy pozytywnie reagowali na interwencje Rzeczników, gdyż zależało im także na poprawie własnego wizerunku w oczach konsumentów. Większość interwencji kończyła się pozytywnie dla konsumentów. Ostatecznością jest rozstrzyganie sporu między konsumentem a przedsiębiorcą w sądzie. Tutaj Rzecznicy konsumentów również udzielają wsparcia, mogą przygotować pozew albo wystąpić z powództwem w postępowaniu indywidualnym lub grupowym. W Wielkopolsce 10,6% spraw, w których interwencja Rzecznika u przedsiębiorcy nie przyniosła skutku, trafiało do sądu. Wyższy poziom był jedynie w delegaturze Bydgoszcz (13,0%), a najniższy w delegaturze Łódź (5,6%). W sumie w naszym województwie Rzecznik konsumentów przygotowywał pozwy i wytaczał powództwa na rzecz konsumentów 469 razy.

Jeśli będą Państwo niezadowoleni z wykonanej usługi lub otrzymanego towaru i będziecie potrzebowali wsparcia, można uzyskać bezpłatną poradę za pośrednictwem infolinii 0800007707 lub zadać pytanie mailowo na adres porady@dlakonsumentow.pl. Siedziba poznańskiej Delegatury UOKiK mieści się przy ulicy Zielonej 8 w Poznaniu. Można dzwonić pod numery 0618521517, 0618527750 lub pisać na adres mailowy poznan@uokik.gov.pl.

Artykuł ukazał się na stronie www.BLUBRY.pl.
http://www.blubry.pl/z-poznania/reklamacja-po-wielkopolsku

czwartek, 29 sierpnia 2013

Kto zyska na likwidacji stowarzyszenia „Wiara Lecha”?

26 sierpnia, późnym wieczorem, w lokalnych mediach gruchnęła wiadomość, że „Wiara Lecha” sama się rozwiązała. Formalnie stowarzyszenie zostało powołane w 2004 roku, jednakże jego początki sięgają 2000 roku, kiedy to na forum internetowym poznańskiego wydania – tak, tak – „Gazety Wyborczej”, kibice zaczęli się integrować, a z prowadzonych tam dyskusji wykluła się idea aktywnej pomocy ich ulubionemu klubowi, Lechowi Poznań, który był wtedy w głębokim kryzysie. Historia, jak to ma w zwyczaju, zatoczyła koło i mnóstwo osób zadaje sobie teraz pytanie – co będzie z kibolami po 26 sierpnia?

Fot. Facebook / Kibolski Klub Dyskusyjny
Oficjalne powody, dla których zlikwidowana została „Wiara Lecha” to obarczanie tego stowarzyszenia winą za wszelkie zło, jakie ma miejsce na stadionie i poza nim. Szczególnie się to nasiliło po „aferze transparentowej”, kiedy to w młóckę kiboli zaangażowała się większość mediów lokalnych i ogólnopolskich oraz władze z wojewodą Florkiem (PO) na czele.

Postanowiłem sprawdzić jak tę wieść komentowali internauci odwiedzający strony: gloswielkopolski.pl, poznan.gazeta.pl, epoznan.pl i radiomerkury.pl. Nie będę się zagłębiać w niuanse, ale szybko można było zauważyć, którego medium kibole Lecha Poznań nie lubią i nie wchodzą na jego stronę internetową – na stronie lokalnego wydania „Gazety Wyborczej” dominowały komentarze osób nieprzychylnych WL. Na pozostałych stronach dyskutanci byli bardziej zróżnicowani w swoich opiniach.

„Dzika radość” – tak można określić reakcję wielu osób, dla których likwidacja WL była jak zwycięstwo w jakiejś bitwie, czy nawet wojnie. „Krzyż na drogę”, „wypiję za to”, „nareszcie” – to najczęstsze słowa padające w ich komentarzach. W ich mniemaniu środowisko kiboli to debile i bandyci, których powinna ścigać prokuratura, których powinno się zamknąć w więzieniach lub skierować na ciężkie roboty fizyczne. Likwidację stowarzyszenia odczytywali także jako porażkę fanatycznych kibiców.

„Pesymizm” – to reakcja przeciwników „Wiary Lecha”, którzy mówili, że likwidacja stowarzyszenia niczego nie zmieni. Po prostu oficjalne struktury przestaną istnieć, ale ludzie pozostaną ci sami, że jest to zabieg piarowy lub marketingowy, że niebawem stowarzyszenie się odrodzi pod inną nazwą.

„Dzię-ku-jemy” – wiele osób po prostu żałowało, że stowarzyszenie, które tyle dobrego zrobiło dla klubu, dla kibiców, dla pamięci o lokalnej historii, podjęło decyzję o samorozwiązaniu. Niektórzy nawet interpretowali tę decyzję jako złożenie broni czy tchórzostwo.

„Jeszcze zobaczycie” – to z kolei postawa zwolenników fanatycznego kibicowania, czyli zapewne samych kiboli. Dla nich, tak jak i dla „pesymistów” likwidacja stowarzyszenia niczego nie zmieni – nie spowoduje, że nagle na mecze zaczną przychodzić tłumy poznaniaków z dziećmi, nie sprawi, że kibole pozbawieni formalnego przedstawicielstwa, nagle przestaną pojawiać się na meczach. Oprawy, race, wyjazdy dalej będą się odbywać, bo przecież kibole przez tych kilkanaście lat się zorganizowali, nikt im nie pozabierał telefonów komórkowych i nie pozbawił dostępu do Internetu. Po prostu przeszli do „podziemia”.

Wróćmy zatem do tytułowego pytania – kto zyska na likwidacji stowarzyszenia? A może najpierw zapytać, kto straci?

Czy straci na tym Litar, prezes stowarzyszenia i lider kiboli, któremu przeciwnicy wytykają kiełbasiany biznes na stadionie? Jego dochody zależą od frekwencji na stadionie, a o tym czy na dany mecz fanatycy przyjdą, czy nie, on na pewno będzie wiedział pierwszy.

Czy stracą na tym pozostali członkowie zarządu i rady nadzorczej? Jeśli pełniąc reprezentacyjne funkcje otrzymywali jakieś wynagrodzenie, to tak. Ale z drugiej strony nikt ich już nie będzie mógł pociągać do odpowiedzialności za zachowanie kiboli.

Czy stracą na tym kibole? I tak są wystarczająco zorganizowani. Ponadto oficjalnie stowarzyszenie przestanie działać dopiero za 4 miesiące, a do tego czasu mogą jeszcze zapaść różne decyzje.

Czy stracą na tym władze klubu Lech Poznań? Z pewnością władze klubu znalazły się między młotem a kowadłem, bo z jednej strony są naciskane przez media i rząd, aby pacyfikować kiboli, a z drugiej strony stowarzyszenie jest im potrzebne z trzech powodów. Pierwszy – aby spełniać formalny warunek,  aby działać w porozumieniu z organizacją kibiców. Drugi – potrzebuje widzów na trybunach, a najwierniejsi i liczni są właśnie fanatycy, którzy przychodzą bez względu na pogodę i miejsce w rankingu ich ukochanego Lecha Poznań. „Wiara Lecha” to nie tylko oficjalni członkowie, ale również zdyscyplinowani sympatycy, grupa około 10.000 osób. Biorąc najniższą cenę biletu, 50 zł, to jeśli kibole postanowią oglądać mecze w pubach, a nie na stadionie, klub straci na tym potężną sumę pieniędzy. Czy władze klubu będą w stanie przyciągnąć na trybuny mityczne matki z dziećmi w wózkach w liczbie choćby kilku tysięcy osób? A brak pieniędzy pociąga dalsze kłopoty – kłopoty finansowe dla Miasta Poznań (właściciela stadionu) i prezydenta Grobelnego, któremu nieprzychylni są radni PiS, SLD i PO z frakcji Grupińskiego. I wreszcie trzeci, najważniejszy powód – piłkarze potrzebują porządnego dopingu, a taki są im w stanie zapewnić wyłącznie fanatyczni kibice, którzy zagrzewają do walki przez całe 90 minut meczu. Kibole Lecha słyną ze swej gorliwości w całej Polsce, a nawet poza jej granicami. Przy takim marnym poziomie gry, jaki prezentowany jest w polskiej lidze, nie ma mowy, że masowo przyjdą kibice, których jeden z internautów określił jako tych, którzy siedzą na trybunach i tylko czekają, aż kamera ich uchwyci, aby mogli pomachać – oni nie przyjdą tylko dla pomachania, oni chcą oglądać sukcesy.  Nie ma szans na osiągnięcie efektu Małysza.

Czy straci na tym rząd? I tak w środowisko kibicowskie jest dla niego stracone. Jedyny efekt jaki osiąga, to podgrzewanie nastrojów społecznych. Chyba, że o to chodzi – jest to dążenie do ostrej konfrontacji 11 listopada, kiedy to w Warszawie będą miały miejsce jednocześnie dwa różne wydarzenia skupiające wrogie sobie radykalne środowiska: lewicowe (szczyt klimatyczny) i prawicowe (Marsz Niepodległości).

Czy stracą na tym permanentni, medialni krytycy kiboli? Im i tak jest wszystko jedno, gdyż nie krytykowali „Wiary Lecha” jako instytucji, ale całe środowisko fanatycznych kibiców. Zatem krytykować będą w dalszym ciągu.

Piotr Żytnicki, jeden z owych niezłomnych przeciwników kiboli, dziennikarz poznańskiej „Gazety Wyborczej” napisał: „Lech stoi jednak przed niepowtarzalną szansą, by wyrwać się z patologicznych relacji, zaprowadzić porządek na trybunach na własnych zasadach, pokazać, że stadion to miejsce do dopingowania piłkarzy, a nie uprawiania polityki”. Myli się. Fanatyk robi to co chce – czy ma to wydźwięk polityczny, czy nie. Ponadto fanatyka od przeciętnego kibica wyróżnia to, że fanatyk jest ze swoją drużyną na dobre i na złe, a przeciętny kibic aktywizuje się tylko wtedy, gdy widzi sukcesy. I póki poziom gry naszych piłkarzy jest patologiczny, póty marzenie Żytnickiego nie ma szans na realizację.

To kibole zyskali na likwidacji stowarzyszenia – atuty są w ich rękach.

Artykuł ukazał się na stronie www.BLUBRY.pl.
http://www.blubry.pl/z-poznania/kto-zyska-na-likwidacji-stowarzyszenia-%E2%80%9Ewiara-lecha%E2%80%9D

niedziela, 25 sierpnia 2013

Czy Miasto Poznań i Gmina Suchy Las przestaną w końcu niszczyć Jezioro Strzeszyńskie?

W 2005 roku 5,25 metra, w 2012 roku 3,7 metra, w 2013 roku 2,3 metra. To są wyniki pomiarów przejrzystości wody w Jeziorze Strzeszyńskim. Jest to efekt zanieczyszczania wody w jeziorze ściekami, które wpływają Rowem (Strumieniem) Złotnickim. Sprzeciwia się temu konfederacja jednostek samorządowych i stowarzyszeń, które zorganizowały w sobotę, 24 sierpnia, akcję pod nazwą „Ratujmy Jezioro Strzeszyńskie”. O problemach Jeziora Strzeszyńskiego rozmawiamy z Arletą Matuszewską, przewodniczącą Rady Osiedla Strzeszyn i prezes stowarzyszenia „My Poznaniacy”.
 

Dlaczego została zorganizowana ta akcja?

Tajemnicą poliszynela jest, że Jezioro Strzeszyńskie jest zanieczyszczane przez Strumień Złotnicki, do którego spływają ścieki bytowe, komunalne, sanitarne. A powinna płynąć tylko deszczówka, ponieważ zgoda wydana na odprowadzanie wód do Jeziora Strzeszyńskiego Strumieniem Złotnickim, mówi, że musi to być woda czysta.

A jak te ścieki trafiają do Strumienia?

Dostają się, ponieważ niewydolna jest kanalizacja sanitarna w gminie Suchy Las. Generalnie w gminie Suchy Las ścieki są odprowadzane do kolektora podolańskiego, który już od wielu lat jest niewydolny. W 2008 roku Aquanet wydał taką informację Gminie Suchy Las, że już nie ma możliwości wydawania warunków przyłączania ścieków do istniejącej kanalizacji. W związku z tym od tego momentu Gmina Suchy Las nie może już wydawać warunków przyłączania się do kanalizacji sanitarnej. Jedyna możliwość to są szamba, ale dziś przez przypadek wyczytałam w prasie, że prawo stanowi, iż muszą to już być oczyszczalnie. Czyli nie zwykłe szamba, ale tak zwane oczyszczalnie przydomowe. Czyli w przypadku, kiedy ktoś uzyska zgodę na budowę, to musi równocześnie uzyskać zgodę na budowę szamba z oczyszczalnią. To jest oczywiście dużo droższa opcja, ale innej możliwości nie ma – tak stanowi w tej chwili prawo. A w momencie, gdy już istnieje wydolna kanalizacja, to wtedy każdy użytkownik nieruchomości jest zobowiązany przyłączyć się do kanalizacji sanitarnej, chyba że posiada własną oczyszczalnię.

W jaki sposób można ludzi skłonić do budowania takich oczyszczalni przydomowych? Czy istnieją jakieś programy finansujące z gmin?

Zapewne można pozyskać środki na ten cel, ponieważ wszystkie działania proekologiczne są dofinansowywane ze środków unijnych.

A czy Gmina powinna mieszkańcom jakoś w tym pomóc?

To już jest pytanie do urzędników Gminy Suchy Las i, podkreślam, Miasta Poznania, gdyż Miasto Poznań zanieczyszcza bardzo cała Dolinę Bogdanki, czego dowodem jest zamknięte w tej chwili kąpielisko Rusałka. Dokonaliśmy też pomiarów w Strumieniu Bogdanka na wpływie i wypływie z tych pięciu stawów, które są położone w Dolinie Bogdanki i tam stężenie fosforanów przekroczyło sześciokrotnie stężenie, które mamy w tej chwili w Strumieniu Złotnickim, a tam już są przekroczone wszystkie dopuszczalne normy. To możemy sobie wyobrazić, co się w tej chwili dzieje. Jeżeli są fosforany, to muszą to być ścieki bytowe, ponieważ cała Dolina Bogdanki jest otoczona lasami i bagnami. Trzeba zacząć głośno mówić, że kąpiący się na kąpieliskach na pewno nie są w stanie doprowadzić do takiego zanieczyszczenia. To jest po prostu demagogiczne wygłaszanie haseł, które są nieprawdziwe. Bo wszyscy kąpiący się ludzie, w każdym dniu, o każdej godzinie musieliby się cały czas załatwiać do Jeziora Strzeszyńskiego. Przestańmy wreszcie takie rzeczy opowiadać! A nawet gdyby, co jest nierealne i nieprawdopodobne, to przecież trzeba temu zapobiegać. Jak trzeba, to postawić dziesięć przenośnych toalet, jak trzeba dwadzieścia, to dwadzieścia. Na to Miasto musi znaleźć pieniądze. Jeżeli stać nas na to, żeby opłacić energię elektryczną na stadionie, to musi być nas stać na ochronę środowiska. Natura nam nie wybaczy.

A gdyby ścieki przestały płynąć Strumieniem Złotnickim, to ile czasu potrzeba by było na to, aby jezioro samo się oczyściło?

Ono samo z siebie tak naprawdę nie jest w stanie się oczyścić. Fosforany to są związki, które zostaną tam na zawsze. One się rozpuszczają w wodzie, można je wytrącić żelazianami, ale tylko w momencie, kiedy woda jest dotleniona. A to dotlenianie, które tutaj ma miejsce [wodny wiatrak na środku jeziora – przyp. red.], jest tylko miejscowe. Ono nie załatwia problemu całego jeziora. A jak wiemy, w tej chwili już na poziomie 7 metrów nie ma tlenu.

Czyli nie ma tam życia.

Nie ma życia. Gdybyśmy w tym momencie wprowadzali tylko absolutnie czystą deszczówkę (a pamiętać trzeba, że Jezioro Strzeszyńskie ma również swój odpływ, nie jest jeziorem stojącym), to po latach jest pewna szansa, że temu jezioru zostałaby przywrócona pewna równowaga. Pamiętam, kiedy Ren był jednym wielkim ściekiem, a w tej chwili jest jednak czystą rzeką. To są oczywiście wartko płynące masy wody, które zupełnie inaczej się zachowują i im jest znacznie łatwiej się oczyścić. Takie zbiorniki jak Jezioro Strzeszyńskie tak łatwo się nie oczyszczają.

Dziękuję za rozmowę.

W sobotniej akcji (fotorelacja http://tnij.org/zety) wzięły udział różne organizacje, m.in. stowarzyszenia „My Poznaniacy” i „Przystanek Folwarczna” – z walorów Jeziora Strzeszyńskiego korzystają bowiem wszyscy poznaniacy, a także mieszkańcy okolicznych gmin. Uczestnicy zbierali podpisy pod petycją, domagającą się dokonania działań zmierzających do poprawy stanu czystości jeziora. Organizatorzy domagają się uwzględnienia opinii naukowców specjalizujących się w tej tematyce, szczególnie prof. Elżbiety Szeląg-Wasilewskiej i prof. Ryszarda Gołdyna z Zakładu Ochrony Wód UAM w Poznaniu, odcięcia dopływu ścieków z Gminy Suchy Las, cofnięcia pozwolenia wodno-prawnego dla Gminy Suchy Las do czasu budowy oczyszczalni ścieków na Rowie Złotnickim, doprowadzenia do stosowania tylko szczelnych (certyfikowanych) szamb lub ich całkowitej likwidacji, budowy kolektora dla całej Gminy Suchy Las, wpisania Doliny Bogdanki do Obszaru Natura 2000.

Artykuł został opublikowany na stronie www.BLUBRY.pl.
http://www.blubry.pl/z-poznania/czy-miasto-pozna%C5%84-i-gmina-suchy-las-przestan%C4%85-w-ko%C5%84cu-niszczy%C4%87-jezioro-strzeszy%C5%84skie

sobota, 24 sierpnia 2013

Bitwa pod Galerią Arsenał

Władze Miasta Poznania postawiły pytanie, co dalej z przyszłością Galerii Miejskiej Arsenał. Czy ma ona pozostać jednostką zarządzaną przez wybieranego w konkursie dyrektora i podległy mu zespół, czy też zarząd ma być przekazany NGO-sowi (ang. non-government organisation, np. jakiemuś stowarzyszeniu lub fundacji) wyłonionemu w konkursie? We wtorek, 20 sierpnia, odbyło się kolejne spotkanie, na którym omawiany był temat przyszłości tego miejsca.


W spotkaniu uczestniczyli radni miejscy, kilku przedstawicieli organizacji pozarządowych, zespół Galerii i inni. Nie było przedstawicieli władzy wykonawczej Miasta (prezydenta, Wydziału Kultury i Dziedzictwa). Przez godzinę panie z GMA przedstawiały (auto)prezentacje dotyczące przebiegu ostatniego konkursu na dyrektora Galerii, struktury organizacyjnej placówki, jej działalności, finansowania. Spotkanie zdominowane było przez jedną stronę, brakowało argumentów pomysłodawcy zmian – wiceprezydenta Dariusza Jaworskiego. Stawiało to obecnych radnych w kłopotliwej sytuacji, gdyż przed ostatecznym wyrobieniem sobie opinii, powinni znać wszystkie za i przeciw.

Abstrahując od tego, która koncepcja funkcjonowania Galerii Arsenał jest słuszna, trzeba przyznać, że powstało sporo zamieszania w tej sprawie – zamieszania spowodowanego bałaganem proceduralnym. Władze Miasta ogłosiły konkurs na nowego dyrektora Galerii (stary dyrektor przeszedł na emeryturę), a po jakimś czasie ów konkurs odwołały i przedstawiły nowy pomysł na funkcjonowanie tej instytucji. W związku z tym, zamiast mówić o faktycznym oddziaływaniu kulturalnym Arsenału, o finansach, o pomysłach na usprawnienie, o nowej formule, gros czasu było poświęcone na wyjaśnianie, dlaczego konkurs na dyrektora został odwołany.

Można było się spodziewać, że zmiana koncepcji funkcjonowania Galerii wzbudzi opór obecnej „załogi”. Jak wynika z danych zamieszczonych w prezentacji pracownic Arsenału, Galeria zatrudnia 15 osób (15 etatów), plus dyrektora. Jeśli Galeria byłaby zarządzana przez organizację pozarządową, obecni pracownicy nie mieliby zagwarantowanego zatrudnienia, gdyż istniałoby prawdopodobieństwo, że przynajmniej część stanowisk obejmą osoby współpracujące z zarządzającym NGO-sem. W dyskusji padło stwierdzenie, że NGO-sy nie mogą sobie pozwolić na tak duże zatrudnienie, to są góra 3 etaty, a nie 15, tak jak w Galerii, przy czym oczywiście zakres działań NGO-sa jest zazwyczaj węższy niż takiej miejskiej instytucji kulturalnej.

Czy można mieć jakieś zastrzeżenia do dotychczasowego funkcjonowania Galerii Miejskiej Arsenał? Władze Miasta zwracają uwagę na to, że ostatnio Galeria ma trudności w pozyskiwaniu dodatkowych funduszy z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pracownice Galerii bronią się mówiąc, że Arsenał jest jedną z 4 jednostek, które przyniosły zysk. Jednakże nie należy zapominać, że do tego zysku dolicza się kwoty uzyskiwane za wynajem lokum księgarni Arsenał oraz klubowi Meskalina.

Pierwsza runda zbliżająca w stronę rozstrzygnięcia sprawy już 29 sierpnia – posiedzenie Komisji Kultury i Nauki. Pierwszy punkt posiedzenia – projekt reorganizacji Galerii Miejskiej Arsenał. Kolejna runda – sesja Rady Miasta Poznania, 3 września, gdzie ogromną rolę będą miały ustalenia Komisji Kultury i Nauki.

Artykuł ukazał się na stronie www.BLUBRY.pl.
http://www.blubry.pl/z-poznania/bitwa-pod-galeri%C4%85-arsena%C5%82

środa, 21 sierpnia 2013

Wakacyjne ostatki muzyczne w Poznańskiej Farze

Do końca wakacji w Farze odbędzie się kilka interesujących wydarzeń muzycznych: koncert Mony Rozdestvenskyte i kolejne koncerty w ramach cykli „Muzy Kapitularza” i „Ladegast po zmroku”. Zapraszamy do zapoznania się ze szczegółami.


Mona Rozhdestvenskite jest 19-letnią rosyjską organistką, absolwentką Konserwatorium Muzycznego w Moskwie i laureatką wielu krajowych konkursów organowych. Koncertuje głównie w Niemczech, ale również w Rosji i na Litwie. Jedyny jej koncert w Polsce odbędzie się w Poznańskiej Farze, 22 sierpnia o godz. 20:00. Zaprezentuje następujące utwory: Johann Sebastian Bach - Preludium i Fuga h-moll BWV544, Carl Philipp Emanuel Bach - Sonata a-moll Wq.70 nr 4, Felix Mendelssohn-Bartholdy - Sonata f-moll op.65 nr 1, Philipp Wolfrum - Benedictus op. 30 nr 1. Wstęp wolny.

24 sierpnia, w sobotę, o godz. 20:00, w ramach cyklu „Muzy Kapitularza” odbędzie koncert, w którym wykonane zostaną następujące utwory: Sylvius Leopold Weiss - Suita nr 6 d-moll, (wyk: Maciej Kończak), Biagio Marini - Sonata “La monica” op. 8, Adam Jarzębski - Concerto per soprano e tenore I i Heinrich Ignaz Franz von Biber - Sonata II (wyk: zespół), Johann Heinrich Schmelzer - Sonata tertia g-moll z Sonatae Unarum Fidium (wyk: Katarzyna Kmieciak i Natalia Hyżak), Adam Jarzębski - Concerto per soprano e tenore III (wyk: zespół). Wstęp wolny.

„Ladegast po zmroku” to cykl nawiązujący swą nazwą do rzemieślnika, czy raczej artysty Fryderyka Ladegasta z Hermsdorfu w Niemczech, który stworzył organy Poznańskiej Fary. 30 sierpnia, w piątek, o godz. 21:00, organista, Robert Napieralski, będzie prezentować możliwości poznańskich organów. Jest to wyjątkowa okazja, aby zobaczyć z bliska instrument i muzyka w trakcie gry. Jest tylko 40 miejsc dla publiczności. Cena biletu/cegiełki – 20 zł.

Artykuł ukazał się na stronie www.BLUBRY.pl.
http://www.blubry.pl/z-poznania/wakacyjne-ostatki-muzyczne-w-pozna%C5%84skiej-farze

niedziela, 18 sierpnia 2013

Latający Cyrk Gender Studies

„Niektóre karty historii zapisane są wielkimi literami. Utrwalone tam wydarzenia są tak doniosłe, że przerastają człowieka i czas. Jak na przykład atak na Pearl Harbour, który odtworzą teraz dla nas kobiety z damskiego teatrzyku w Batley”. W dalszej części skeczu pytana przez spikera kobieta (wcielił się w nią Eric Idle) opowiada o swoich wcześniejszych inscenizacjach, po czym dźwiękiem gwizdka daje znak pozostałym paniom (przebranym za kobiety aktorom), że mogą już odegrać scenę. Kobiety rzucają się na siebie z torebkami tak zaciekle i pokracznie, że zaczynają się turlać w błocie. Ot, jeden ze skeczy Latającego Cyrku Monty Pythona >1<. Czy dziś, wypada się z niego jeszcze śmiać – w czasach, gdy na kolejnych polskich uczelniach organizowane są studia genderowe?


1. Kolejne wcielenie marksizmu?
2. Geneza Gender Studies na UAM.
3. Program Gender Studies UAM.
4. Językowe qui pro quo.
5. Dyskryminacja na studiach antydyskryminacyjnych.
6. Feministyczno-genderowa kuźnia kadr.
7. Gdzie jeszcze Gender Studies?
8. Podsumowanie.


1. Kolejne wcielenie marksizmu?

Jeśli chodzi o interpretację i krytykę, to w naszych czasach wszystko wydaje się dozwolone. Rzeczywistość możemy obserwować przez „okulary” feministyczne, marksistowskie i jakiekolwiek inne. Zgodnie z tym założeniem, w głośnej swego czasu sprawie, zdaniem niektórych środowisk lewicowych uprawniony był koncept, że „Rudy” i „Zośka”, bohaterowie książki „Kamienie na szaniec”, ale przecież i autentyczne postaci, byli gejami. Oczywiście relacje osób, które znały „Rudego” i „Zośkę” osobiście nie były tak fascynujące i odkrywcze jak hipoteza pani Janickiej. Stosując tę samą metodologię, fan science-fiction mógłby z katedry uniwersyteckiej głosić, że bohaterowie „Kamieni na szaniec” byli kosmitami. Coś, co jednego dnia może wydawać się absurdem lub śmiesznością, następnego może być traktowane najzupełniej poważnie – wystarczy, że pasuje to do ideologii jakiegoś opiniotwórczego środowiska. Gender Studies opierają się w dużej mierze na krytyce i interpretacji rzeczywistości właśnie.

Gender to, posługując się definicją z Wikipedii, płeć społeczno-kulturowa, która nie musi być tożsama z płcią biologiczną. Na płeć genderową składają się role społeczne, zachowania i stereotypy, które należą do sfery kultury >2<. Najłatwiej to zauważyć porównując chociażby status kobiety i mężczyzny w Polsce ze statusem kobiety i mężczyzny w krajach arabskich. Ile owa kulturowa płeć zawdzięcza uwarunkowaniom biologicznym, czy ukształtowane przez wieki i tysiąclecia wzorce relacji damsko-męskich są właściwe, czy nie? Tutaj padają rozmaite odpowiedzi, ale jedno jest pewne – do sprawy można podchodzić naukowo, starając się opisać rzeczywistość, ale można też podchodzić ideologicznie, starając się tę rzeczywistość zmieniać. To tak samo jakby ktoś obserwował na sawannie polowanie geparda na młodą gazelę – może zrobić serię zdjęć i potem je opublikować w czasopiśmie, ale może też dokonać ingerencji: zastrzelić cielaka, aby ułatwić gepardowi zdobycie pożywienia albo w obronie cielaka spłoszyć drapieżnika wystrzałem z karabinu, albo zastrzelić geparda, żeby nie zabił już nigdy żadnej gazeli. Jak widać, rodzaj ingerencji będzie zależeć od poglądów obserwatora, natomiast podejście naukowe ingerencję wyklucza.

Krytycy Gender Studies zwracają uwagę, że nie jest to nauka społeczna, ale światopogląd łudząco podobny do marksizmu. Wystarczy zamienić pojęcia w następujący sposób: robotnicy to kobiety, kapitaliści to mężczyźni, wyzysk to dominacja. Co ciekawe, sama Wikipedia nazywa Gender Studies nauką społeczną, ale już marksizm kategoryzowany jest jako światopogląd >3<. Pamiętajmy jednak, że swego czasu również marksizm miał charakter pseudonaukowy – podszywał się pod naukę, m.in. zastępując logikę dialektyką rozumianą jako zmienianie znaczeń słów i pojęć, prowadzącą do powstania swoistej nowomowy. Owszem, można nauczać o Gender Studies, feminizmie i marksizmie jako o ideologiach, ale nie da się traktować ich jak dziedzin naukowych, takimi jakimi są chociażby filologia, politologia czy seksuologia.

2. Geneza Gender Studies na UAM.

Studia podyplomowe w zakresie gender organizowane były na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej UAM przez Interdyscyplinarne Centrum Badań Płci Kulturowej i Tożsamości, której dyrektorką jest prof. Ewa Kraskowska. Kierowniczką podyplomówki była dr Agnieszka Gajewska. Udział w tych studiach kosztował 2.500 zł, pierwsza edycja ruszyła jesienią 2011 roku, a ostatni zjazd miał miejsce 9 czerwca 2013. Zorganizowanie tych studiów podyplomowych było możliwe dzięki utworzeniu wcześniej Centrum. Za sprawą starań prof. Kraskowskiej i grupy nauczycieli akademickich zostało ono powołane zarządzeniem Rektora UAM, prof. Bronisława Marciniaka 1 lutego 2010 roku >4<. Jak możemy przeczytać w zarządzeniu, oprócz typowej działalności naukowej, zadaniem Centrum jest m.in. edukacja antydyskryminacyjna i wspieranie projektów przeciwdziałających dyskryminacji, a więc działalność wkraczająca bezpośrednio na grunt polityki społecznej. W ten sposób Rektor Marciniak swoim zarządzeniem usankcjonował działania Centrum mające charakter nie naukowy, ale ideologiczny.

Tymczasem na stronie internetowej studium podyplomowego możemy wprost przeczytać, że Centrum powstało po to, aby promować Gender Studies i że najważniejszym jego projektem są owe studia. Posługując się dalej Wikipedią jako popularnym źródłem informacji, możemy się dowiedzieć, że dla tej ideologii „ważnym paradygmatem jest teoria społeczeństwa patriarchalnego, zgodnie z którą kobiety są ofiarami instytucjonalnie utrwalonej męskiej dominacji w społeczeństwie i kulturze. Dominacja ta, uzasadniana naturalną nierównością biologiczną płci, prowadziła do wykluczenia kobiet z najważniejszych obszarów życia społecznego (przede wszystkim z nauki, gospodarki, polityki i religii). (…) Z tego powodu studia gender stanowią ważny element gender mainstreamingu, czyli strategii politycznej zmierzającej do likwidacji przejawów dyskryminacji kobiet i wypracowania stanu zrównoważonych relacji pomiędzy mężczyznami i kobietami” >5<. Zatem Gender Studies zakłada ingerowanie w rzeczywistość, zgodnie z konkretnymi przekonaniami.

3. Program Gender Studies UAM.

Jak wynika ze sprawozdania prof. Kraskowskiej z działalności Centrum w roku 2010 >6<, w lutym 2011 roku Radzie Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej miał być przedstawiony i przez nią zatwierdzony projekt studiów podyplomowych w zakresie gender. Dodajmy, że w skład Rady Wydziału wchodzi dziekan, prodziekani, dyrektorzy instytutów, przedstawiciele nauczycieli akademickich, przedstawiciele studentów i doktorantów oraz przedstawiciele pozostałych pracowników Wydziału >7<. Obecnie Rada liczy ponad 60 osób >8<. Studia ruszyły od roku akademickiego 2011/2012, co oznacza, że Rada musiała ten projekt zaakceptować. Gender Studies znalazły się w ofercie Wydziału w towarzystwie trzech innych studiów podyplomowych: (1) Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej, (2) Edytorstwa i (3) Nauczania Języka Polskiego jako Obcego. Co zatem zaakceptowała Rada Wydziału?

Czytając program Gender Studies UAM można dojść do wniosku, że nie były one niczym innym niż ideologiczną i praktyczną szkółką dla organizacji feministycznych lub partii politycznych o obyczajowo lewicowo-liberalnym programie. Na 16 ćwiczeń i wykładów, aż 8 miało w tytule słowo „feminizm” lub było poświęconych wyłącznie płci pięknej >9<:
  1. „Feministyczna krytyka literacka”,
  2. „Filozofia feministyczna”,
  3. „Historia feminizmu”,
  4. „Dzieje edukacji kobiet”,
  5. „Feministyczne strategie pisarskie – warsztaty twórczego pisania, czytania i interpretowania”,
  6. „Kobiety i nowe technologie – feministyczna proza science fiction”, a nawet
  7. „Teologia feministyczna” i
  8. „Muzykologia feministyczna”.
Pozostałe zajęcia:
  1. „Historia gender”,
  2. „Płeć i rodzaj w edukacji”,
  3. „Psychologia gender”,
  4. „Socjologia gender”,
  5. „Czytanie i krytyczna analiza genderowa współczesnych popularnych czasopism dla kobiet i mężczyzn”,
  6. „Gender mainstreaming – polityka płci”,
  7. „W wielogatunkowym towarzystwie”,
  8. „Prawa człowieka a płeć – ochrona praw reprodukcyjnych”.
Warto przyjrzeć się kilku z nich. I tak celem zajęć pod nazwą „Filozofia feministyczna” >10<, prowadzonych przez dr Joannę Bednarek, oprócz zdobycia wiedzy o historii i współczesnym stanie filozofii feministycznej, było nabycie umiejętności stosowania poznanych narzędzi pojęciowych, rozpoznawania i stosowania różnych typów argumentacji w dyskusjach dotyczących kwestii płci, genderu i seksualności, a także kształtowania postaw krytycznego podejścia do funkcjonujących dyskursów na temat płci i seksualności. Czyli inaczej mówiąc – jak skutecznie propagować idee feministyczne.

Na zajęciach „Płeć i rodzaj w edukacji” >11< prowadzonych przez panie dr Iwonę Chmurę-Rutkowską i dr Edytę Głowacką-Sobiech, można się było zaznajomić z ideami i praktykami edukacyjnymi, które reprodukują stereotypy związane z płcią w procesie wychowania i kształcenia dzieci i młodzieży oraz zagrożeniami z tego wynikającymi. Wśród metod nauczania znalazły się elementy „treningu antydyskryminacyjnego”, który służy zmianie poglądów i postaw. Celem zajęć było uświadomienie istnienia problemu nierówności w edukacji, przygotowanie do krytycznego myślenia i spojrzenia na programy, podręczniki i praktyki nauczycielskie, uwrażliwienie na problemy nierówności ze względu na płeć w szkole i we wszystkich instytucjach społecznych, a także otwarcie na te inicjatywy i projekty, które owym krzywdzącym praktykom przeciwdziałają. Czyli kolejne zajęcia raczej o charakterze formacyjnym i… apostolskim.

Na Gender mainstreaming – polityka równości płci” >12<, zajęciach prowadzonych przez mgr. Macieja Dudę, można się było krytycznie przyglądać jak w polskim prawie wprowadzana jest zasada gender mainstreamingu – czyli umieszczenia kwestii gender w głównym nurcie polityki, a także jak prowadzić i wdrażać projekty równościowe. Natomiast na „Prawach człowieka i płci – ochronie praw reprodukcyjnych” >13<, warsztatach prowadzonych przez dr Katarzynę Sękowską-Kozłowską, omawiano takie kwestie jak aborcja, badania prenatalne, edukacja seksualna, antykoncepcja, sterylizacja, medycznie wspomagana prokreacja – a więc wszystkie te elementy, które są obyczajowymi postulatami partii lewicowych.

Na „Psychologii” omawiano choroby psychiczne, których źródłem mogłyby być nieelastyczne i stereotypowe wzorce socjalizacyjne. Na „Socjologii” uczono się metod interpretacji wyników badań socjologicznych i demograficznych z perspektywy gender. Na „Teologii feministycznej” dyskutowano m.in. o święceniach kapłańskich kobiet. Na „Czytaniu i krytycznej analizie genderowej współczesnych popularnych czasopism dla kobiet i mężczyzn” uwrażliwiano się na treści seksistowskie w prasie. Na „Dziejach edukacji kobiet”, można się było upewnić w przekonaniu, że nierówność w dostępie do nauki wyeliminowała kobiety z przestrzeni publicznej, a na zaliczenie należało na nowy sposób odczytywać źródła historyczne dotyczące edukacji kobiet. Na „Muzykologii feministycznej” zastanawiano się nad „(nie)obecnością kobiet w sztuce (muzyce)” oraz nad wpływem stereotypów na możliwości tworzenia, wykonywania i dyrygowania muzyką przez kobiety. Natomiast zastanawiające jest jaki związek z tematem podyplomówki miał warsztat pod nazwą „W międzygatunkowym towarzystwie” dr hab. Moniki Bakke, w którym można było rozważać postrzeganie ludzkiego ciała jako „temporalnego kolektywu skupiającego wiele form życia”.

W kontekście powyższego przeglądu programu nauczania zastanawia słowo wstępne ze strony internetowej genderowej podyplomówki >14<: Nasze absolwentki i absolwenci zdobędą kompetencję dotyczącą sposobów skutecznego wdrażania praktyk antydyskryminacyjnych i równościowych. (…) przeciwdziałających wykluczeniu różnych grup społecznych (mniejszości seksualnych, ubogich, chorych, niepełnosprawnych), mniejszości narodowych i etnicznych… Trudno się domyślić, na których zajęciach można się było nauczyć przeciwdziałania dyskryminacji ubogich, chorych, niepełnosprawnych, mniejszości narodowych i etnicznych. Po co o tym pisać, skoro i tak prawie wszystkie zajęcia dotyczyły wyłącznie zmiany patriarchalnego modelu kultury? Żeby ładniej wyglądało?

Potwierdzeniem szczególnego zaangażowania w sprawy pozanaukowe osób odpowiedzialnych za studia podyplomowych z dziedziny gender jest również to, jakie inne organizacje i inicjatywy są promowane na stronie UAM-owskich gender studies: „Babiląd” (organizuje rozmaite inicjatywy kulturalne i szkolenia; szczyci się współpracą z ministrą Agnieszką Kozłowską-Rajewicz i wicemarszałkinią sejmu Wandą Nowicką, organizuje m.in. „Babską Muzę na L”, czyli przeglądy filmów o tematyce lesbijskiej); Fundacja „Barak Kultury”; pismo feministyczne „Zadra”; Stowarzyszenie Kobiet „Konsola”; Fundacja Kobieca „eFKa”; Fundacja Feminoteka, która współorganizuje coroczne Manify; strona prywatna dra Jacka Kochanowskiego, który jest m.in. członkiem Rektorskiej Komisji ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji na Uniwersytecie Warszawskim (pierwszej tego typu komisji na polskim uniwersytecie) oraz autorem rozmów z Anną Grodzką przed wyborami parlamentarnymi w 2011 roku.




4. Językowe qui pro quo.

Według koncepcji podzielanej również przez zwolenników ideologii gender, język, jako twór kulturowy, wyraża panujące w danej kulturze stosunki społeczne i aby te stosunki „naprawiać” należy wpierw zmieniać język, w myśl przekonania, że słowa zaklinają rzeczywistość. To dlatego działaczki feministyczne z pietyzmem tworzą nowe nazwy. Zamiast stosowania wyrażenia „pani minister” utworzyły słowo „ministra”, zamiast „pani marszałek” - „marszałkini”, zamiast „pani profesor” - „profesorka”, itd. Na poznańskich Gender Studies nie było inaczej – w kadrze wykładowców znaleźć możemy: teolożkę, filozofkę, pedagożkę, socjolożkę, literaturoznawczynię, amerykanistkę. W biogramie dr Iwony Chmury-Rutkowskiej możemy nawet znaleźć bardzo ciekawe w wymowie słowo „adiunktka” (jej koleżanki wolały jednak używać męskiej formy tego słowa). Edyta Głowacka-Sobiech postawiła przed swoim imieniem skrót „dr”, jednakże w biogramie tytułuje się „doktorką”, czyli konsekwentnie powinna skracać swój tytuł w sposób następujący: „dr.” albo „dra”. Z kolei dr Agnieszka Gajewska woli być „sekretarzem naukowym”, a nie „sekretarką naukową” lub „sekretarzynią naukową”.

Konsekwentna feministka oburza się, gdy mężczyzna przepuści ją w drzwiach lub ustąpi miejsca w tramwaju, gdyż uzna to za kulturową opresję samców. Stosując się do tej zasady Kazimiera Szczuka chciała pocałować w rękę w programie „Pegaz” Sławomira Zielińskiego, który sam ją wcześniej w rękę pocałował. A skoro tak, to w myśl wcześniejszego założenia, że język wpływa na rzeczywistość, także i w tekstach należałoby zachować feministyczną konsekwencję. Tymczasem na stronie studiów genderowych widać pewną interesującą właściwość: w 99% przypadków w pierwszej kolejności wymieniane są absolwentki przed absolwentami, dziewczynki przed chłopcami, studentki przed studentami, słuchaczki przed słuchaczami i kobiety przed mężczyznami. Przymknijmy jednak oko na tę stylistyczną manierę, wszak gender jest w Polsce zjawiskiem dosyć nowym i na nauczenie się związanej z nim równości potrzeba czasu. Szowinistyczny Marsjanin powiedziałby, że brak logiki i konsekwencji to gatunkowa właściwość feministycznych Wenusjanek.

5. Dyskryminacja na studiach antydyskryminacyjnych.

Kilka akapitów wyżej była mowa o tym, ze jednym z postulatów środowisk feministycznych i genderowych jest wprowadzenie równouprawnienia do świata nauki, polityki, biznesu i religii. Obie płcie mają być w takim samym stopniu reprezentowane na listach wyborczych, w zarządach spółek i przy ołtarzach, aby nie dochodziło do krzywdzącej dyskryminacji. Jednym z pomysłów jest wprowadzanie parytetów. Także Gender Studies na UAM miały uczyć kompetencji skutecznego wdrażania praktyk antydyskryminacyjnych i równościowych. Tymczasem ani prof. Ewie Kraskowskiej, ani dr Ewie Gajewskiej nie udało się skompletować zespołu, w którym zachowana by została równowaga płciowa – na 14 kobiet wykładających na tych studiach przypadało zaledwie 3 mężczyzn! Stosując aparat pojęciowy Gender Studies należałoby wysnuć wniosek, że mężczyźni zostali wyeliminowani z przestrzeni publicznej podyplomówki, co oznacza niemożność samorealizacji dla wielu z nich. Nawet program studiów jest jawnie i z premedytacją dyskryminacyjny – ze świecą szukać zajęć, na których omawiane by były kwestie dotyczące mężczyzn – sam feminizm. Zatem, jeśli nawet w postępowym środowisku naukowców (naukowczyń) związanych z gender nie udaje się zagwarantować równości, to może najpierw tam należałoby wprowadzić parytet? Byłby to przykład skutecznego wdrożenia praktyk antydyskryminacyjnych i równościowych. No chyba, że feministkom chodzi nie o równość, a o dominację – czas się odegrać na mężczyznach za wieki ucisku.

6. Feministyczno-genderowa kuźnia kadr.

Studia podyplomowe na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej, takie jak Bibliotekoznawstwo i Informacja Naukowa, Edytorstwo oraz Nauczanie Języka Polskiego jako Obcego stanowią uzupełnienie wykształcenia w celu nabycia kompetencji w zawodzie bibliotekarza, redaktora w wydawnictwie lub redakcji czasopisma oraz nauczyciela języka polskiego dla obcokrajowców. Tymczasem studia podyplomowe gender na UAM nie uzupełniają kompetencji zawodowych, nie uczą żadnego fachu, tylko ich zadaniem jest formacja osób, które będą wdrażać praktyki antydyskryminacyjne i równościowe, czyli szerzyć ideologię gender, w instytucjach kulturalnych, pedagogicznych i organizacjach pozarządowych.

Jednym z przykładów wkradania się tej ideologii do szkół jest sytuacja mająca miejsce pod koniec lipca 2013 roku. Głośno było o współfinansowanym przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych projekcie edukacyjnym stowarzyszenia „Jeden Świat” z Poznania, w którym wśród warsztatów zajmujących się różnymi zagadnieniami znalazły się także warsztaty o tematyce gender. Jest w nich mowa o kulturowo uwarunkowanych różnicach płci kulturowej, o stereotypach związanych z płcią, o równouprawnieniu. Jak możemy przeczytać w liście otwartym stowarzyszenia „Jeden Świat”: Celem edukacji z zakresu płci społeczno-kulturowej (gender) jest dostrzeżenie negatywnego wpływu stereotypów płci i przeciwdziałanie wynikającym z nich nierównościom. Zapewnienie równości płci to jedno z największych globalnych wyzwań, przed którymi stoi dzisiejsze społeczeństwo >15<. Zajęcia są przeznaczone dla dzieci klas 4-6 i nie są obowiązkowe. Decyzja o wprowadzeniu ich do oferty edukacyjnej zależy od dyrektora szkoły. Sprawą zainteresowali się poznańscy radni miejscy.

7. Gdzie jeszcze Gender Studies?

W tym roku poznańskie genderowe studia podyplomowe nie odbędą się, co świadczy o niewystarczającym zainteresowaniu nimi. Jednakże swoją ideologiczną pasję na UAM można relizazować w kołach naukowych. Na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej funkcjonuje Genderowe Koło Literaturoznawcze, a na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa – Koło Naukowe Studiów Genderowych. Można też przejrzeć ofertę innych uczelni i instytucji. Swoistym prestiżem cieszą się zainicjowane przy Instytucie Badań Literackich PAN w 2008 roku przez prof. Marię Janion studia podyplomowe Gender Studies im. M. Konopnickiej i M. Dulębianki >16< (niektórzy snują domysły, że obie patronki, były lesbijkami, bo mieszkały ze sobą 20 lat). Ideą przyświecającą tym studiom jest krytyczna analiza zjawisk społecznych, kulturowych i politycznych z perspektywy feministycznej. (…) Wynikiem tego jest propagowanie nie tylko postawy rewizjonistycznej wobec zastanych norm i stereotypów, lecz także odkrywania to co wyparte lub przemilczane w kulturze. (…)[studia – przyp. red] budują fundamenty wiedzy na temat feminizmu i gender u tych, którzy nie zgadzają się na egzystencję w jednowymiarowym, stereotypowym świecie. . Obrazek, który towarzyszy tym studiom to wizerunek Mikołaja Kopernika z umalowanymi szminką ustami i kokardą we włosach.

Na Uniwersytecie Warszawskim >17< zorganizowane zostały studia podyplomowe o podobnej tematyce, która „odczarowuje” mity, rozszerza perspektywę o spojrzenie na dokonania całej ludzkości, a nie tylko męskiej połowy. Gender Studies stanowi krytykę kultury i niesie propozycje jej zmiany. Na Uniwersytecie Łódzkim >18< od 1992 roku funkcjonuje założony przez prof. Elżbietę Oleksy Ośrodek Naukowo-Badawczy Problematyki Kobiet, który oprócz studiów podyplomowych w wiadomym zakresie organizuje również studia II stopnia pod nazwą „Międzynarodowe Gender Studies”. Na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu studia podyplomowe umożliwiają nabycie umiejętności praktycznych rozpoznawania struktur opresywnych oraz zwalczania przejawów dyskryminacji i promowania polityki równościowej (warsztaty antydyskryminacyjne, warsztaty pisania projektów) >19<. Na Uniwersytecie Jagiellońskim studia podyplomowe z zakresu gender organizowane są przez Instytut Sztuk Audiowizualnych >20< i z informacji zamieszczonych na stronie internetowej wynika, że ostatni cykl podyplomówki odbył się w roku akademickim 2008/2009.




8. Podsumowanie.

Jak widać, Gender Studies pojawiły się na wielu polskich uczelniach, w tym na UAM. Ich głównym celem wcale nie jest prowadzenie badań nad kategorią płci kulturowej, ale działalność ideologiczna i szkolenie ludzi, którzy będą propagowali tę ideologię w instytucjach, które mają największy wpływ na świadomość społeczną, czyli w placówkach kulturalnych, mediach, szkołach, urzędach i organizacjach pozarządowych. Można się spierać, czy wizja świata i człowieka prezentowana przez Gender Studies jest słuszna, czy nie, jednakże widać na powyższych przykładach, że instytucja uniwersytetu jest skutecznie wykorzystywana przez środowiska lewicowo-liberalne do szerzenia swoich poglądów. Ktoś może powiedzieć, że przecież dzieje się to przy wsparciu ze strony międzynarodowych organizacji – Unii Europejskiej i Organizacji Narodów Zjednoczonych. Pytanie, czy obywatele jakiegokolwiek państwa, czy nawet wszystkich państw razem wziętych mają wpływ na to, jaka ideologia jest promowana przez te ponadpaństwowe byty? Czy to wszystko nie dzieję się ponad naszymi głowami? Jeśli przyjrzeć się serwowanym przez Gender Studies treściom z bliska, to można odnieść wrażenie, że już kiedyś coś podobnego przeżywaliśmy i porównanie tej ideologii do marksizmu zdaje się być uprawnione. Skutki jakie przyniosło wdrażanie tamtej ideologii znamy doskonale. A jak chodzi o gender, to na pewno przekonamy się, czy przyjdzie nam mówić: „Ciemność, widzę ciemność, ciemność widzę”, o ile ta ideologia zdobędzie serca i umysły nasze i naszych dzieci. Do zobaczenia 8 marca 2044 roku!

Przypisy:
1) Skecz Latającego Cyrku Monty Pythona o inscenizacji ataku na Pearl Harbour http://www.youtube.com/watch?v=m6EEBUExws8
2) http://pl.wikipedia.org/wiki/Gender
3) http://pl.wikipedia.org/wiki/Marksizm
4) http://bit.ly/13NaYbv
5) http://pl.wikipedia.org/wiki/Gender_studies
6) „Sprawozdanie roczne Rektora z działalności Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu za 2010 rok”, UAM, Poznań, maj 2011, str. 260.
7) Statut UAM, par. 62 ust. 1.
8) http://wfpik.amu.edu.pl/dla-pracownika/dla-pracownika/rada-wydziau/skad-...
9) http://studiagender.wordpress.com/program/
10) http://studiagender.wordpress.com/filozofia-feministyczna/. Szczegóły w syllabusie.
11) http://studiagender.wordpress.com/plec-i-rodzaj-w-edukacji/
12) http://studiagender.wordpress.com/gender-mainstreaming-%E2%80%93-polityk...
13) http://studiagender.wordpress.com/prawa-czlowieka-a-plec-ochrona-praw-re...
14) http://studiagender.wordpress.com/oferta/
15) http://jedenswiat.org.pl/files/sites/747/wiadomosci/64554/files/list_otw...
16) http://genderstudies.pl/index.php/kim-jestesmy/
17) http://www.isns.uw.edu.pl/studia_podyplomowe_gender.php
18) http://www.gender.uni.lodz.pl/index2.html
19) http://www.studiagender.umk.pl/index.php?lang=_pl&m=page&pg_id=4
20) http://www.filmoznawcy.pl/studia/gender.html
Artykuł ukazał się 18 sierpnia na www.BLUBRY.pl
http://www.blubry.pl/z-poznania/lataj%C4%85cy-cyrk-gender-studies