26
sierpnia, późnym wieczorem, w lokalnych mediach gruchnęła wiadomość, że „Wiara
Lecha” sama się rozwiązała. Formalnie stowarzyszenie zostało powołane w 2004 roku,
jednakże jego początki sięgają 2000 roku, kiedy to na forum internetowym
poznańskiego wydania – tak, tak – „Gazety Wyborczej”, kibice zaczęli się
integrować, a z prowadzonych tam dyskusji wykluła się idea aktywnej pomocy ich ulubionemu
klubowi, Lechowi Poznań, który był wtedy w głębokim kryzysie. Historia, jak to
ma w zwyczaju, zatoczyła koło i mnóstwo osób zadaje sobie teraz pytanie – co będzie
z kibolami po 26 sierpnia?
Fot. Facebook / Kibolski Klub Dyskusyjny |
Oficjalne
powody, dla których zlikwidowana została „Wiara Lecha” to obarczanie tego
stowarzyszenia winą za wszelkie zło, jakie ma miejsce na stadionie i poza nim.
Szczególnie się to nasiliło po „aferze transparentowej”, kiedy to w młóckę
kiboli zaangażowała się większość mediów lokalnych i ogólnopolskich oraz władze
z wojewodą Florkiem (PO) na czele.
Postanowiłem
sprawdzić jak tę wieść komentowali internauci odwiedzający strony: gloswielkopolski.pl,
poznan.gazeta.pl, epoznan.pl i radiomerkury.pl. Nie będę się zagłębiać w
niuanse, ale szybko można było zauważyć, którego medium kibole Lecha Poznań nie
lubią i nie wchodzą na jego stronę internetową – na stronie lokalnego wydania „Gazety
Wyborczej” dominowały komentarze osób nieprzychylnych WL. Na pozostałych stronach
dyskutanci byli bardziej zróżnicowani w swoich opiniach.
„Dzika
radość” – tak można określić reakcję wielu osób, dla których likwidacja WL była
jak zwycięstwo w jakiejś bitwie, czy nawet wojnie. „Krzyż na drogę”, „wypiję za
to”, „nareszcie” – to najczęstsze słowa padające w ich komentarzach. W ich
mniemaniu środowisko kiboli to debile i bandyci, których powinna ścigać
prokuratura, których powinno się zamknąć w więzieniach lub skierować na ciężkie
roboty fizyczne. Likwidację stowarzyszenia odczytywali także jako porażkę fanatycznych
kibiców.
„Pesymizm” –
to reakcja przeciwników „Wiary Lecha”, którzy mówili, że likwidacja stowarzyszenia
niczego nie zmieni. Po prostu oficjalne struktury przestaną istnieć, ale ludzie
pozostaną ci sami, że jest to zabieg piarowy lub marketingowy, że niebawem
stowarzyszenie się odrodzi pod inną nazwą.
„Dzię-ku-jemy”
– wiele osób po prostu żałowało, że stowarzyszenie, które tyle dobrego zrobiło
dla klubu, dla kibiców, dla pamięci o lokalnej historii, podjęło decyzję o
samorozwiązaniu. Niektórzy nawet interpretowali tę decyzję jako złożenie broni
czy tchórzostwo.
„Jeszcze zobaczycie”
– to z kolei postawa zwolenników fanatycznego kibicowania, czyli zapewne samych
kiboli. Dla nich, tak jak i dla „pesymistów” likwidacja stowarzyszenia niczego
nie zmieni – nie spowoduje, że nagle na mecze zaczną przychodzić tłumy
poznaniaków z dziećmi, nie sprawi, że kibole pozbawieni formalnego
przedstawicielstwa, nagle przestaną pojawiać się na meczach. Oprawy, race,
wyjazdy dalej będą się odbywać, bo przecież kibole przez tych kilkanaście lat
się zorganizowali, nikt im nie pozabierał telefonów komórkowych i nie pozbawił dostępu
do Internetu. Po prostu przeszli do „podziemia”.
Wróćmy zatem
do tytułowego pytania – kto zyska na likwidacji stowarzyszenia? A może najpierw
zapytać, kto straci?
Czy straci
na tym Litar, prezes stowarzyszenia i lider kiboli, któremu przeciwnicy wytykają
kiełbasiany biznes na stadionie? Jego dochody zależą od frekwencji na
stadionie, a o tym czy na dany mecz fanatycy przyjdą, czy nie, on na pewno
będzie wiedział pierwszy.
Czy stracą
na tym pozostali członkowie zarządu i rady nadzorczej? Jeśli pełniąc
reprezentacyjne funkcje otrzymywali jakieś wynagrodzenie, to tak. Ale z drugiej
strony nikt ich już nie będzie mógł pociągać do odpowiedzialności za zachowanie
kiboli.
Czy stracą
na tym kibole? I tak są wystarczająco zorganizowani. Ponadto oficjalnie
stowarzyszenie przestanie działać dopiero za 4 miesiące, a do tego czasu mogą jeszcze
zapaść różne decyzje.
Czy stracą
na tym władze klubu Lech Poznań? Z pewnością władze klubu znalazły się między
młotem a kowadłem, bo z jednej strony są naciskane przez media i rząd, aby pacyfikować
kiboli, a z drugiej strony stowarzyszenie jest im potrzebne z trzech powodów. Pierwszy
– aby spełniać formalny warunek, aby
działać w porozumieniu z organizacją kibiców. Drugi – potrzebuje widzów na
trybunach, a najwierniejsi i liczni są właśnie fanatycy, którzy przychodzą bez
względu na pogodę i miejsce w rankingu ich ukochanego Lecha Poznań. „Wiara Lecha”
to nie tylko oficjalni członkowie, ale również zdyscyplinowani sympatycy, grupa
około 10.000 osób. Biorąc najniższą cenę biletu, 50 zł, to jeśli kibole
postanowią oglądać mecze w pubach, a nie na stadionie, klub straci na tym
potężną sumę pieniędzy. Czy władze klubu będą w stanie przyciągnąć na trybuny
mityczne matki z dziećmi w wózkach w liczbie choćby kilku tysięcy osób? A brak
pieniędzy pociąga dalsze kłopoty – kłopoty finansowe dla Miasta Poznań
(właściciela stadionu) i prezydenta Grobelnego, któremu nieprzychylni są radni
PiS, SLD i PO z frakcji Grupińskiego. I wreszcie trzeci, najważniejszy powód –
piłkarze potrzebują porządnego dopingu, a taki są im w stanie zapewnić
wyłącznie fanatyczni kibice, którzy zagrzewają do walki przez całe 90 minut
meczu. Kibole Lecha słyną ze swej gorliwości w całej Polsce, a nawet poza jej
granicami. Przy takim marnym poziomie gry, jaki prezentowany jest w polskiej
lidze, nie ma mowy, że masowo przyjdą kibice, których jeden z internautów
określił jako tych, którzy siedzą na trybunach i tylko czekają, aż kamera ich
uchwyci, aby mogli pomachać – oni nie przyjdą tylko dla pomachania, oni chcą
oglądać sukcesy. Nie ma szans na osiągnięcie
efektu Małysza.
Czy straci
na tym rząd? I tak w środowisko kibicowskie jest dla niego stracone. Jedyny
efekt jaki osiąga, to podgrzewanie nastrojów społecznych. Chyba, że o to chodzi
– jest to dążenie do ostrej konfrontacji 11 listopada, kiedy to w Warszawie
będą miały miejsce jednocześnie dwa różne wydarzenia skupiające wrogie sobie
radykalne środowiska: lewicowe (szczyt klimatyczny) i prawicowe (Marsz
Niepodległości).
Czy stracą
na tym permanentni, medialni krytycy kiboli? Im i tak jest wszystko jedno, gdyż
nie krytykowali „Wiary Lecha” jako instytucji, ale całe środowisko fanatycznych
kibiców. Zatem krytykować będą w dalszym ciągu.
Piotr
Żytnicki, jeden z owych niezłomnych przeciwników kiboli, dziennikarz poznańskiej
„Gazety Wyborczej” napisał: „Lech stoi
jednak przed niepowtarzalną szansą, by wyrwać się z patologicznych relacji,
zaprowadzić porządek na trybunach na własnych zasadach, pokazać, że stadion to
miejsce do dopingowania piłkarzy, a nie uprawiania polityki”. Myli się. Fanatyk
robi to co chce – czy ma to wydźwięk polityczny, czy nie. Ponadto fanatyka od przeciętnego
kibica wyróżnia to, że fanatyk jest ze swoją drużyną na dobre i na złe, a przeciętny
kibic aktywizuje się tylko wtedy, gdy widzi sukcesy. I póki poziom gry naszych
piłkarzy jest patologiczny, póty marzenie Żytnickiego nie ma szans na
realizację.
To kibole zyskali na likwidacji stowarzyszenia – atuty
są w ich rękach.
Artykuł ukazał się na stronie www.BLUBRY.pl.
http://www.blubry.pl/z-poznania/kto-zyska-na-likwidacji-stowarzyszenia-%E2%80%9Ewiara-lecha%E2%80%9D
http://www.blubry.pl/z-poznania/kto-zyska-na-likwidacji-stowarzyszenia-%E2%80%9Ewiara-lecha%E2%80%9D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz