czwartek, 29 sierpnia 2013

Kto zyska na likwidacji stowarzyszenia „Wiara Lecha”?

26 sierpnia, późnym wieczorem, w lokalnych mediach gruchnęła wiadomość, że „Wiara Lecha” sama się rozwiązała. Formalnie stowarzyszenie zostało powołane w 2004 roku, jednakże jego początki sięgają 2000 roku, kiedy to na forum internetowym poznańskiego wydania – tak, tak – „Gazety Wyborczej”, kibice zaczęli się integrować, a z prowadzonych tam dyskusji wykluła się idea aktywnej pomocy ich ulubionemu klubowi, Lechowi Poznań, który był wtedy w głębokim kryzysie. Historia, jak to ma w zwyczaju, zatoczyła koło i mnóstwo osób zadaje sobie teraz pytanie – co będzie z kibolami po 26 sierpnia?

Fot. Facebook / Kibolski Klub Dyskusyjny
Oficjalne powody, dla których zlikwidowana została „Wiara Lecha” to obarczanie tego stowarzyszenia winą za wszelkie zło, jakie ma miejsce na stadionie i poza nim. Szczególnie się to nasiliło po „aferze transparentowej”, kiedy to w młóckę kiboli zaangażowała się większość mediów lokalnych i ogólnopolskich oraz władze z wojewodą Florkiem (PO) na czele.

Postanowiłem sprawdzić jak tę wieść komentowali internauci odwiedzający strony: gloswielkopolski.pl, poznan.gazeta.pl, epoznan.pl i radiomerkury.pl. Nie będę się zagłębiać w niuanse, ale szybko można było zauważyć, którego medium kibole Lecha Poznań nie lubią i nie wchodzą na jego stronę internetową – na stronie lokalnego wydania „Gazety Wyborczej” dominowały komentarze osób nieprzychylnych WL. Na pozostałych stronach dyskutanci byli bardziej zróżnicowani w swoich opiniach.

„Dzika radość” – tak można określić reakcję wielu osób, dla których likwidacja WL była jak zwycięstwo w jakiejś bitwie, czy nawet wojnie. „Krzyż na drogę”, „wypiję za to”, „nareszcie” – to najczęstsze słowa padające w ich komentarzach. W ich mniemaniu środowisko kiboli to debile i bandyci, których powinna ścigać prokuratura, których powinno się zamknąć w więzieniach lub skierować na ciężkie roboty fizyczne. Likwidację stowarzyszenia odczytywali także jako porażkę fanatycznych kibiców.

„Pesymizm” – to reakcja przeciwników „Wiary Lecha”, którzy mówili, że likwidacja stowarzyszenia niczego nie zmieni. Po prostu oficjalne struktury przestaną istnieć, ale ludzie pozostaną ci sami, że jest to zabieg piarowy lub marketingowy, że niebawem stowarzyszenie się odrodzi pod inną nazwą.

„Dzię-ku-jemy” – wiele osób po prostu żałowało, że stowarzyszenie, które tyle dobrego zrobiło dla klubu, dla kibiców, dla pamięci o lokalnej historii, podjęło decyzję o samorozwiązaniu. Niektórzy nawet interpretowali tę decyzję jako złożenie broni czy tchórzostwo.

„Jeszcze zobaczycie” – to z kolei postawa zwolenników fanatycznego kibicowania, czyli zapewne samych kiboli. Dla nich, tak jak i dla „pesymistów” likwidacja stowarzyszenia niczego nie zmieni – nie spowoduje, że nagle na mecze zaczną przychodzić tłumy poznaniaków z dziećmi, nie sprawi, że kibole pozbawieni formalnego przedstawicielstwa, nagle przestaną pojawiać się na meczach. Oprawy, race, wyjazdy dalej będą się odbywać, bo przecież kibole przez tych kilkanaście lat się zorganizowali, nikt im nie pozabierał telefonów komórkowych i nie pozbawił dostępu do Internetu. Po prostu przeszli do „podziemia”.

Wróćmy zatem do tytułowego pytania – kto zyska na likwidacji stowarzyszenia? A może najpierw zapytać, kto straci?

Czy straci na tym Litar, prezes stowarzyszenia i lider kiboli, któremu przeciwnicy wytykają kiełbasiany biznes na stadionie? Jego dochody zależą od frekwencji na stadionie, a o tym czy na dany mecz fanatycy przyjdą, czy nie, on na pewno będzie wiedział pierwszy.

Czy stracą na tym pozostali członkowie zarządu i rady nadzorczej? Jeśli pełniąc reprezentacyjne funkcje otrzymywali jakieś wynagrodzenie, to tak. Ale z drugiej strony nikt ich już nie będzie mógł pociągać do odpowiedzialności za zachowanie kiboli.

Czy stracą na tym kibole? I tak są wystarczająco zorganizowani. Ponadto oficjalnie stowarzyszenie przestanie działać dopiero za 4 miesiące, a do tego czasu mogą jeszcze zapaść różne decyzje.

Czy stracą na tym władze klubu Lech Poznań? Z pewnością władze klubu znalazły się między młotem a kowadłem, bo z jednej strony są naciskane przez media i rząd, aby pacyfikować kiboli, a z drugiej strony stowarzyszenie jest im potrzebne z trzech powodów. Pierwszy – aby spełniać formalny warunek,  aby działać w porozumieniu z organizacją kibiców. Drugi – potrzebuje widzów na trybunach, a najwierniejsi i liczni są właśnie fanatycy, którzy przychodzą bez względu na pogodę i miejsce w rankingu ich ukochanego Lecha Poznań. „Wiara Lecha” to nie tylko oficjalni członkowie, ale również zdyscyplinowani sympatycy, grupa około 10.000 osób. Biorąc najniższą cenę biletu, 50 zł, to jeśli kibole postanowią oglądać mecze w pubach, a nie na stadionie, klub straci na tym potężną sumę pieniędzy. Czy władze klubu będą w stanie przyciągnąć na trybuny mityczne matki z dziećmi w wózkach w liczbie choćby kilku tysięcy osób? A brak pieniędzy pociąga dalsze kłopoty – kłopoty finansowe dla Miasta Poznań (właściciela stadionu) i prezydenta Grobelnego, któremu nieprzychylni są radni PiS, SLD i PO z frakcji Grupińskiego. I wreszcie trzeci, najważniejszy powód – piłkarze potrzebują porządnego dopingu, a taki są im w stanie zapewnić wyłącznie fanatyczni kibice, którzy zagrzewają do walki przez całe 90 minut meczu. Kibole Lecha słyną ze swej gorliwości w całej Polsce, a nawet poza jej granicami. Przy takim marnym poziomie gry, jaki prezentowany jest w polskiej lidze, nie ma mowy, że masowo przyjdą kibice, których jeden z internautów określił jako tych, którzy siedzą na trybunach i tylko czekają, aż kamera ich uchwyci, aby mogli pomachać – oni nie przyjdą tylko dla pomachania, oni chcą oglądać sukcesy.  Nie ma szans na osiągnięcie efektu Małysza.

Czy straci na tym rząd? I tak w środowisko kibicowskie jest dla niego stracone. Jedyny efekt jaki osiąga, to podgrzewanie nastrojów społecznych. Chyba, że o to chodzi – jest to dążenie do ostrej konfrontacji 11 listopada, kiedy to w Warszawie będą miały miejsce jednocześnie dwa różne wydarzenia skupiające wrogie sobie radykalne środowiska: lewicowe (szczyt klimatyczny) i prawicowe (Marsz Niepodległości).

Czy stracą na tym permanentni, medialni krytycy kiboli? Im i tak jest wszystko jedno, gdyż nie krytykowali „Wiary Lecha” jako instytucji, ale całe środowisko fanatycznych kibiców. Zatem krytykować będą w dalszym ciągu.

Piotr Żytnicki, jeden z owych niezłomnych przeciwników kiboli, dziennikarz poznańskiej „Gazety Wyborczej” napisał: „Lech stoi jednak przed niepowtarzalną szansą, by wyrwać się z patologicznych relacji, zaprowadzić porządek na trybunach na własnych zasadach, pokazać, że stadion to miejsce do dopingowania piłkarzy, a nie uprawiania polityki”. Myli się. Fanatyk robi to co chce – czy ma to wydźwięk polityczny, czy nie. Ponadto fanatyka od przeciętnego kibica wyróżnia to, że fanatyk jest ze swoją drużyną na dobre i na złe, a przeciętny kibic aktywizuje się tylko wtedy, gdy widzi sukcesy. I póki poziom gry naszych piłkarzy jest patologiczny, póty marzenie Żytnickiego nie ma szans na realizację.

To kibole zyskali na likwidacji stowarzyszenia – atuty są w ich rękach.

Artykuł ukazał się na stronie www.BLUBRY.pl.
http://www.blubry.pl/z-poznania/kto-zyska-na-likwidacji-stowarzyszenia-%E2%80%9Ewiara-lecha%E2%80%9D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz