- To, co policzono, potwierdziło wolę wyborców - mówi Tadeusz Dziuba, szef PiS w Poznaniu. Zapewnia, że mówiłby tak samo w przypadku wygranej Bronisława Komorowskiego, choć delegaci w komisjach dopatrzyli się różnych uchybień podczas głosowania.
- Obsadziliśmy wszystkie komisje w Poznaniu. Mieliśmy też mężów zaufania. Nasi delegaci dozorowali prace komisji podczas głosowania, odpowiadali też za zebranie wyników. Najpierw raportowali telefonicznie. Potem dostarczali kopie protokołów z komisji - opisuje poseł Dziuba.
Poznańscy działacze PiS podsumowali działania Ruchu Kontroli Wyborów. Politycy i sympatycy partii zorganizowali taką inicjatywę przed wyborami prezydenckimi w obawie przed fałszerstwami. Stało się to na fali wydarzeń z jesiennych wyborów samorządowych. To wówczas Państwowa Komisja Wyborcza miała ogromne problemy z policzeniem głosów, na niektóre wyniki czekaliśmy blisko tydzień. Prezes PiS Jarosław Kaczyński insynuował wówczas, że wybory zostały sfałszowane.
Nawet nie mogli wyjść do toalety
Wybory wygrał kandydat PiS Andrzej Duda. Jakie są wnioski obserwatorów prac komisji? Poseł Dziuba przyznał, że wyniki zliczone przez delegatów PiS w Poznaniu i powiecie "prawie dokładnie" pokrywają się z tymi, które ogłosiła Państwowa Komisja Wyborcza. Prawie, bo podobno wystąpiły drobne różnice w liczbie głosów, ale dotyczyły dopiero "drugiego miejsca po przecinku". - Komisje pracowały bardziej starannie niż przy okazji poprzednich wyborów: samorządowych, do Parlamentu Europejskiego i parlamentarnych - ocenił Dziuba.
Mimo to tzw. korpus ochrony wyborów dopatrzył się różnych nieprawidłowości. O niektórych opowiadał już radny Mateusz Rozmiarek podczas ostatniej sesji rady miasta. Mówił m.in. o zmarłych wyborcach na listach i o możliwości podwójnego głosowania. Kolejny działacz PiS Jan Sulanowski w środę wymieniał dalsze uchybienia: - Dochodziło do łamania przepisów. Np. komisje nie przeliczały ponownie kart do głosowania przed otwarciem lokalu. Na niektórych kartach brakowało stempli. Po zakończeniu głosowania przewodniczący komisji od razu przechodzili do liczenia głosów zamiast zabezpieczyć urnę. Co więcej, czasem członkowie komisji liczyli głosy nie wspólnie, tylko w podgrupach.
Sulanowski zwrócił uwagę nawet na taki detal jak liczba osób zasiadających w komisjach. Jeśli było ich sześć lub siedem, to jedna lub obie zmiany liczyły tylko po trzech ludzi. Tymczasem według przepisów co najmniej trzy osoby powinny być non stop na miejscu. Efekt? Członkowie takich komisji przez siedem godzin nie mogli nawet wyjść do toalety, bo trzeba by na ten czas zamknąć lokal i przerwać głosowanie, a to wydłużyłoby ciszę wyborczą w całej Polsce.
Szykany i czarna lista
Działacz PiS wspomniał też, że tzw. mężowie zaufania wysłani do komisji nie mieli łatwego życia.
- Na szkoleniach członkowie komisji dowiadywali się, żeby na mężów zaufania "szczególnie uważać". To wywoływało nieufność. Mężowie zaufania byli traktowani jak wrogowie, którzy szukają dziury w całym. Czasem odmawiano im obserwowania czynności, zdarzały się też wielkie problemy z udostępnieniem kopii protokołu. W niektórych sytuacjach trzeba było to wprost pokazywać w przepisach - wyjaśniał Sulanowski. Dodał, że osoby pilnujące procedur bywały "szykanowane", podobno niektórym grożono nawet, że trafią na "czarną listę" i nie będą mogły zasiadać w komisji przy kolejnych wyborach.
Szef Ruchu Kontroli Wyborów w Poznaniu Janusz Szczęsny opisał szczególny przypadek z komisji przy ul. Prądzyńskiego na Wildzie: - Nasz człowiek zwracał uwagę, że w komisji dochodzi do łamania prawa. Reszta komisji chciała go za to usunąć! Trafił już nawet odpowiedni wniosek do prezydenta miasta [usunięcie członka komisji wymaga jego decyzji - przyp. red.]. Na szczęście udało się wyjaśnić sprawę i wniosek został wycofany.
Według posła Dziuby nieprawidłowości występowały najwyżej w 20 proc. komisji w Poznaniu. Pozostałe komisje, co bardzo podkreślał, pracowały starannie. - Ale beczkę miodu można zepsuć nawet jedną łyżką dziegciu - dodał. Dlatego uwagi do prac komisji zgłosił Okręgowej Komisji Wyborczej i prezydentowi Poznania.
Czy skoro wystąpiły różnice w liczbie głosów i inne uchybienia, można mówić o zafałszowaniu wyników wyborów? - Nic na to nie wskazuje. Mamy przekonanie, że to, co policzono, potwierdziło wolę wyborców - zapewnia Dziuba.
Zapytaliśmy Dziubę, czy mówiłby tak samo, gdyby przy przytaczanych przez niego nieprawidłowościach wybory wygrał Bronisław Komorowski? Poseł PiS odparł: - Ale tu wygrał właśnie Komorowski! Przecież mówimy o uchybieniach w Poznaniu. Nie ma podstaw do formułowania tezy, którą zawarł pan w pytaniu.
Poznańscy działacze PiS podsumowali działania Ruchu Kontroli Wyborów. Politycy i sympatycy partii zorganizowali taką inicjatywę przed wyborami prezydenckimi w obawie przed fałszerstwami. Stało się to na fali wydarzeń z jesiennych wyborów samorządowych. To wówczas Państwowa Komisja Wyborcza miała ogromne problemy z policzeniem głosów, na niektóre wyniki czekaliśmy blisko tydzień. Prezes PiS Jarosław Kaczyński insynuował wówczas, że wybory zostały sfałszowane.
Nawet nie mogli wyjść do toalety
Wybory wygrał kandydat PiS Andrzej Duda. Jakie są wnioski obserwatorów prac komisji? Poseł Dziuba przyznał, że wyniki zliczone przez delegatów PiS w Poznaniu i powiecie "prawie dokładnie" pokrywają się z tymi, które ogłosiła Państwowa Komisja Wyborcza. Prawie, bo podobno wystąpiły drobne różnice w liczbie głosów, ale dotyczyły dopiero "drugiego miejsca po przecinku". - Komisje pracowały bardziej starannie niż przy okazji poprzednich wyborów: samorządowych, do Parlamentu Europejskiego i parlamentarnych - ocenił Dziuba.
Mimo to tzw. korpus ochrony wyborów dopatrzył się różnych nieprawidłowości. O niektórych opowiadał już radny Mateusz Rozmiarek podczas ostatniej sesji rady miasta. Mówił m.in. o zmarłych wyborcach na listach i o możliwości podwójnego głosowania. Kolejny działacz PiS Jan Sulanowski w środę wymieniał dalsze uchybienia: - Dochodziło do łamania przepisów. Np. komisje nie przeliczały ponownie kart do głosowania przed otwarciem lokalu. Na niektórych kartach brakowało stempli. Po zakończeniu głosowania przewodniczący komisji od razu przechodzili do liczenia głosów zamiast zabezpieczyć urnę. Co więcej, czasem członkowie komisji liczyli głosy nie wspólnie, tylko w podgrupach.
Sulanowski zwrócił uwagę nawet na taki detal jak liczba osób zasiadających w komisjach. Jeśli było ich sześć lub siedem, to jedna lub obie zmiany liczyły tylko po trzech ludzi. Tymczasem według przepisów co najmniej trzy osoby powinny być non stop na miejscu. Efekt? Członkowie takich komisji przez siedem godzin nie mogli nawet wyjść do toalety, bo trzeba by na ten czas zamknąć lokal i przerwać głosowanie, a to wydłużyłoby ciszę wyborczą w całej Polsce.
Szykany i czarna lista
Działacz PiS wspomniał też, że tzw. mężowie zaufania wysłani do komisji nie mieli łatwego życia.
- Na szkoleniach członkowie komisji dowiadywali się, żeby na mężów zaufania "szczególnie uważać". To wywoływało nieufność. Mężowie zaufania byli traktowani jak wrogowie, którzy szukają dziury w całym. Czasem odmawiano im obserwowania czynności, zdarzały się też wielkie problemy z udostępnieniem kopii protokołu. W niektórych sytuacjach trzeba było to wprost pokazywać w przepisach - wyjaśniał Sulanowski. Dodał, że osoby pilnujące procedur bywały "szykanowane", podobno niektórym grożono nawet, że trafią na "czarną listę" i nie będą mogły zasiadać w komisji przy kolejnych wyborach.
Szef Ruchu Kontroli Wyborów w Poznaniu Janusz Szczęsny opisał szczególny przypadek z komisji przy ul. Prądzyńskiego na Wildzie: - Nasz człowiek zwracał uwagę, że w komisji dochodzi do łamania prawa. Reszta komisji chciała go za to usunąć! Trafił już nawet odpowiedni wniosek do prezydenta miasta [usunięcie członka komisji wymaga jego decyzji - przyp. red.]. Na szczęście udało się wyjaśnić sprawę i wniosek został wycofany.
Według posła Dziuby nieprawidłowości występowały najwyżej w 20 proc. komisji w Poznaniu. Pozostałe komisje, co bardzo podkreślał, pracowały starannie. - Ale beczkę miodu można zepsuć nawet jedną łyżką dziegciu - dodał. Dlatego uwagi do prac komisji zgłosił Okręgowej Komisji Wyborczej i prezydentowi Poznania.
Czy skoro wystąpiły różnice w liczbie głosów i inne uchybienia, można mówić o zafałszowaniu wyników wyborów? - Nic na to nie wskazuje. Mamy przekonanie, że to, co policzono, potwierdziło wolę wyborców - zapewnia Dziuba.
Zapytaliśmy Dziubę, czy mówiłby tak samo, gdyby przy przytaczanych przez niego nieprawidłowościach wybory wygrał Bronisław Komorowski? Poseł PiS odparł: - Ale tu wygrał właśnie Komorowski! Przecież mówimy o uchybieniach w Poznaniu. Nie ma podstaw do formułowania tezy, którą zawarł pan w pytaniu.
Seweryn Lipoński
"Gazeta Wyborcza" - Poznań
03.06.2015
17:53
oryginalny tekst: http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001,18047979,PiS_wylicza_nieprawidlowosci__Ale_wynikow_wyborow.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz