Wywodzące się z PO władze Poznania co jakiś czas uprawiają antyrządową retorykę, krytykując wprowadzoną przez PiS reformę dotyczącą sześciolatków, a dokładnie przywrócenie prawa rodzicom sześciolatków do decydowania o tym, czy posłać dziecko do szkoły, czy też pozostawić w przedszkolu. Włodarze miasta już kilka razy starali się przedstawić sytuację w oświacie w ciemnych barwach w taki sposób, aby wyglądało na to, że wina spoczywa na rządzie PiS.
Na początku tego roku rządzący Poznaniem krytykowali wspomnianą reformę mówiąc, że przez sześciolatki, które zostaną w przedszkolach zabraknie w tych placówkach edukacyjnych miejsc aż dla 3.500 trzylatków. Po zakończeniu rekrutacji do przedszkoli, a więc w kwietniu, okazało się, że już ok. 1.000 zgłoszonych trzylatków nie pójdzie do przedszkola, czyli dużo mniej niż zapowiadano. Należy tu dopowiedzieć, że ta sytuacja nie wynikała z braku miejsc, ale z terytorialnego niedostosowania do potrzeb sieci przedszkoli – wolne miejsca były, ale rodzice musieliby jeździć z dziećmi na drugi koniec miasta. W nieco mniejszej skali ten sam problem istniał także w latach ubiegłych – przypomnę, że rok wcześniej miejsce w przedszkolach znalazło nie 100%, ale 87% zapisanych trzylatków, a był to rok, w którym wolnych miejsc w przedszkolach powinno być najwięcej, gdyż wtedy zaczynał wchodzić w życie narzucony przez rząd PO-PSL obowiązek posyłania sześciolatków do szkół.
W czerwcu część mediów obiegła elektryzująca wiadomość, że w Poznaniu pracę straci aż 500 nauczycieli. Komunikat był taki, że stan ten miał być spowodowany sytuacją demograficzną oraz pisowską reformą oświaty, przy czym większość miejsca zajęły oceny piętnujące rzekomo „nieodpowiedzialną politykę rządu PiS”. Dla przeciętnego Kowalskiego przekaz był następujący – "przez PiS pracę w Poznaniu straci 500 nauczycieli". W związku z tymi doniesieniami medialnymi przewodniczący Komisji Oświaty i Wychowania w Radzie Miasta Poznania, Przemysław Alexandrowicz (PiS) poprosił Wydział Oświaty Urzędu Miasta Poznania o przedstawienie szczegółowych danych. I co się okazało?
Biorąc pod uwagę rozwiązania stosunku pracy wynikające z ograniczenia zatrudnienia, wypowiedzeń, nieprzedłużania umów oraz z innych niezależnych od nauczycieli przyczyn, to w szkołach podstawowych liczba etatów nauczycielskich zmniejszyła się o 126. Dla porównania, w gimnazjach liczba ta wyniosła 106 etatów, w liceach 75, a w szkołach zawodowych, zawodowych specjalnych i artystycznych 103. Zmniejszyła się również liczba etatów w przedszkolach o 43. Zatem już nie 500 nauczycieli należało uwzględnić przy rozliczaniu pisowskiej reformy, ale 126 – różnica ogromna. Należy wziąć również pod uwagę fakt, że liczba 126 etatów w szkołach podstawowych obejmuje nie tylko nauczycieli klas 1-3, ale także klas wyższych, zatem rzeczywista kwota etatów zredukowanych z powodu reformy jest jeszcze mniejsza. Ponadto urzędnicy z Wydziału Oświaty przyznali, że przedstawione liczby do września okażą się niższe, gdyż, jak co roku, część osób idzie na urlopy zdrowotne, a część zmienia miejsce zatrudnienia nie informując o tym wcześniej zwierzchników.
Nie słyszałem, aby uwzględniano przy tej okazji jeszcze jeden czynnik wpływający na zatrudnienie nauczycieli w Poznaniu. Jest nim systematyczne zmniejszanie się liczby mieszkańców naszego miasta spowodowane migracją do ościennych gmin. To w dużej mierze rejonowe placówki oświatowe, szczególnie te w wyludniającym się centrum miasta, mają największe problemy z rekrutacją uczniów, a co za tym idzie brakuje etatów dla nauczycieli. I może władzom Poznania wygodniej jest znaleźć kozła ofiarnego w postaci rzekomo „nieprzemyślanej polityki rządu PiS”, zamiast mówić o skutkach trwającej od wielu lat tendencji wyludniania się naszego miasta. Łatwo jest pokrzyczeć na „kaczystów” na manifestacjach, trudniej jest skutecznie powstrzymać migrację mieszkańców. Łatwo jest ponarzekać na konferencjach prasowych na rząd PiS w sprawie braku miejsc dla trzylatków, trudniej jest dostosować sieć przedszkoli do potrzeb poznaniaków. Cóż, taką taktykę walki z PiS przyjęła PO w Poznaniu. Nie twierdzę, że ta reforma dotycząca sześciolatków we wszystkich aspektach przebiega bezboleśnie, ale pamiętajmy, że rząd PiS w interesie dzieci i ich rodziców musiał podjąć działania naprawcze po edukacyjnych eksperymentach wdrażanych przez koalicję PO-PSL
W czerwcu część mediów obiegła elektryzująca wiadomość, że w Poznaniu pracę straci aż 500 nauczycieli. Komunikat był taki, że stan ten miał być spowodowany sytuacją demograficzną oraz pisowską reformą oświaty, przy czym większość miejsca zajęły oceny piętnujące rzekomo „nieodpowiedzialną politykę rządu PiS”. Dla przeciętnego Kowalskiego przekaz był następujący – "przez PiS pracę w Poznaniu straci 500 nauczycieli". W związku z tymi doniesieniami medialnymi przewodniczący Komisji Oświaty i Wychowania w Radzie Miasta Poznania, Przemysław Alexandrowicz (PiS) poprosił Wydział Oświaty Urzędu Miasta Poznania o przedstawienie szczegółowych danych. I co się okazało?
Biorąc pod uwagę rozwiązania stosunku pracy wynikające z ograniczenia zatrudnienia, wypowiedzeń, nieprzedłużania umów oraz z innych niezależnych od nauczycieli przyczyn, to w szkołach podstawowych liczba etatów nauczycielskich zmniejszyła się o 126. Dla porównania, w gimnazjach liczba ta wyniosła 106 etatów, w liceach 75, a w szkołach zawodowych, zawodowych specjalnych i artystycznych 103. Zmniejszyła się również liczba etatów w przedszkolach o 43. Zatem już nie 500 nauczycieli należało uwzględnić przy rozliczaniu pisowskiej reformy, ale 126 – różnica ogromna. Należy wziąć również pod uwagę fakt, że liczba 126 etatów w szkołach podstawowych obejmuje nie tylko nauczycieli klas 1-3, ale także klas wyższych, zatem rzeczywista kwota etatów zredukowanych z powodu reformy jest jeszcze mniejsza. Ponadto urzędnicy z Wydziału Oświaty przyznali, że przedstawione liczby do września okażą się niższe, gdyż, jak co roku, część osób idzie na urlopy zdrowotne, a część zmienia miejsce zatrudnienia nie informując o tym wcześniej zwierzchników.
Nie słyszałem, aby uwzględniano przy tej okazji jeszcze jeden czynnik wpływający na zatrudnienie nauczycieli w Poznaniu. Jest nim systematyczne zmniejszanie się liczby mieszkańców naszego miasta spowodowane migracją do ościennych gmin. To w dużej mierze rejonowe placówki oświatowe, szczególnie te w wyludniającym się centrum miasta, mają największe problemy z rekrutacją uczniów, a co za tym idzie brakuje etatów dla nauczycieli. I może władzom Poznania wygodniej jest znaleźć kozła ofiarnego w postaci rzekomo „nieprzemyślanej polityki rządu PiS”, zamiast mówić o skutkach trwającej od wielu lat tendencji wyludniania się naszego miasta. Łatwo jest pokrzyczeć na „kaczystów” na manifestacjach, trudniej jest skutecznie powstrzymać migrację mieszkańców. Łatwo jest ponarzekać na konferencjach prasowych na rząd PiS w sprawie braku miejsc dla trzylatków, trudniej jest dostosować sieć przedszkoli do potrzeb poznaniaków. Cóż, taką taktykę walki z PiS przyjęła PO w Poznaniu. Nie twierdzę, że ta reforma dotycząca sześciolatków we wszystkich aspektach przebiega bezboleśnie, ale pamiętajmy, że rząd PiS w interesie dzieci i ich rodziców musiał podjąć działania naprawcze po edukacyjnych eksperymentach wdrażanych przez koalicję PO-PSL
fot. Krystian Maj / Agencja FORUM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz