wtorek, 29 października 2013


Mężczyźni upodobali sobie stosowanie przemocy wobec kobiet. Popycha ich ku temu tradycja judeochrześcijańska, będąca rodzimym wariantem systemu patriarchalnego. Stosują przemoc fizyczną, psychiczną, seksualną i ekonomiczną. Siedliskiem przemocy wobec kobiet jest rodzina. Takie treści możemy znaleźć w publikacji mającej być pomocą przy organizowaniu akcji w Wielkopolsce, w ramach kampanii „16 dni przeciwdziałania przemocy ze względu na płeć”. Powstała ona dzięki dofinansowaniu Województwa Wielkopolskiego. Czy chodzi w niej o pomoc ofiarom przemocy, czy raczej o coś innego?
Kampania „16 dni…” jest częścią międzynarodowej kampanii organizowanej przez Center for Woman’s Global Leadership (CWGL). W tym roku organizacją kampanii w Wielkopolsce zajęło się stowarzyszenie „Konsola”. Projekt uzyskał dofinansowanie ze środków samorządu Województwa Wielkopolskiego w wysokości 25.000 zł („Konsola” wnioskowała o 39.418 zł) w ramach „konkursu ofert na realizację w formie wspierania zadań publicznych Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie pomocy społecznej w roku 2013” na zadanie pod tytułem „Wspieranie inicjatyw na rzecz wielkopolskich rodzin”. Jednostką przeprowadzającą konkurs był Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej w Poznaniu (ROPS), podległy marszałkowi województwa, natomiast ciałem dokonującym oceny złożonych wniosków była Komisja Konkursowa powołana uchwałą Zarządu Województwa Wielkopolskiego. „Konsola” miała przeznaczyć pieniądze z dotacji m.in. na sfinansowanie szkolenia dla 15 osób (3 spotkania weekendowe) poświęcone antydyskryminacji, przemocy domowej i wolontariatowi (ok. 7.000 zł), na plakaty, ulotki i wydanie 17 egzemplarzy podręcznika (ok. 15.000 zł) oraz na organizację 2-dniowego kursu Wen-Do (metoda samoobrony psychicznej i fizycznej) dla 12 kobiet z Wielkopolski (ok. 3.000 zł). Zapewne dlatego, że kwota dofinansowania była niższa od wnioskowanej, „Konsola” zrezygnowała z założenia strony w Internecie dotyczącej kampanii „16 dni…” (ok. 3.000 zł). Skorzystała jednakże z życzliwości CK Zamek, które udostępniło stowarzyszeniu sale do przeprowadzenia szkoleń za darmo. Można się zastanowić, czy kwota 4.800 zł wynagrodzenia za poprowadzenie 48 godzin zegarowych zajęć teoretycznych z 15 osobami lub 2.400 zł za 16 godzin zajęć samoobrony z 12 osobami nie jest zbyt wygórowana (kwoty pochodzą z wniosku o dofinansowanie), ale to pewnie zależy od tego, z czym prowadzenie takiego kursu porównamy – z godziną pracy nauczyciela czy z godziną pracy wykładowcy na prestiżowej podyplomówce. To tyle, jak chodzi o kwestie finansowe, przejdźmy jednak do zawartości merytorycznej.
Kampania „16 dni…” posiada swój podręcznik, który dostępny jest w Internecie na stronach „Konsoli”. Uwagę zwraca pewien zapis. Otóż pod informacją o tym, że publikacja powstała dzięki współfinansowaniu kampanii ze środków Województwa można przeczytać:Przedstawione w publikacji treści wyrażają poglądy realizatorki projektu i nie mogą być utożsamiane z oficjalnym stanowiskiem Województwa Wielkopolskiego. Nasuwa się zatem pytanie, dlaczego Województwo finansuje kampanię, a od treści zawartych w towarzyszącym jej podręczniku się odcina? Pracownik ROPS wyjaśnił, że publikacja ta powstała już po rozpatrzeniu wniosku i po przyznaniu dofinansowania, gdyż była ona niejako „produktem” organizowanego przez „Konsolę” cyklu szkoleń i Komisja Konkursowa również nie miała fizycznej możliwości zapoznać się z zawartymi w niej treściami – stąd wziął się ten dopisek. Czy do takiego finansowania „w ciemno” powinno dochodzić – niech zastanowią się nad tym radni sejmiku. W każdym razie herb Województwa widnieje w materiałach kampanii i na stronach internetowych uwiarygadniając ją.
W szkoleniu „Konsoli” wzięło udział 15 osób, przy czym chętni do udziału musieli wpierw wypełnić formularz zgłoszeniowy, w którym trzeba było umieścić informacje na temat tego, jaką organizację dana osoba reprezentuje, jaką ma motywację i doświadczenie. Zatem nie było możliwości, aby w kursie wzięli udział przypadkowi ludzie – nie jest to zarzut, ale i nie należy tego faktu pomijać. Publikacja wydana przez „Konsolę” mieści się na niemal 140 stronach. Treść podręcznika przygotowały Magdalena Szewciów (zarządzająca projektem) i Anna Kamińska (prowadziła wszystkie szkolenia dla 15 liderów w CK Zamek). Po spisie treści, 22 pierwsze strony to informacje na temat kampanii „16 dni…” (geneza, tematy, daty), kolejnych 16 stron zawiera informacje, w jaki sposób działać (zdobywanie i przekazywanie informacji, wywieranie nacisku na władze, schemat kampanii), potem 75 stron na temat przemocy (definicja, typy, źródła) i na końcu 20 stron z listą filmów wartych obejrzenia, książek wartych przeczytania, organizacji, z którymi warto wejść w kontakt oraz o samej „Konsoli”.
Wszyscy zgodzimy się co do tego, że przemoc jest zjawiskiem negatywnym, że ofiarom przemocy trzeba udzielać pomocy, a sprawców należy przykładnie karać, jednakże w podręczniku można znaleźć wiele rzeczy, które mogą rodzić pytania, wątpliwości, a czasem nawet sprzeciw.
Autorki publikacji od początku przydzielają role ofiar i sprawców:
…problem przemocy ze względu na płeć nie dotyka w równym stopniu kobiet i mężczyzn. W rzeczywistości dotyczy w zdecydowanej większości kobiet i dziewczynek [s. 10].
Przytaczają także argumenty wskazujące na to, że to mężczyźni są głównymi sprawcami przemocy:
1 kobieta na 5 przynajmniej raz w życiu doświadczyła przemocy ze strony swojego męża/partnera. […] 25% zgłoszonych przestępstw z użyciem przemocy to przemoc wobec kobiet ze strony ich mężów/partnerów. […] Około 70% żeńskich ofiar morderstw zostało zabitych przez swoich partnerów – mężczyzn. […] Kobiety stanowią największą grupę cywilnych ofiar wojen […] (gwałty, przymusowe ciąże, wykorzystywanie seksualne). [s. 11].
W innym miejscu umieszczają także informacje ze statystyk policyjnych (rok 2010): 60% ofiar przemocy domowej to kobiety, 29% to dzieci, a 9% to mężczyźni oraz że 95% sprawców przemocy to mężczyźni, a 5% to kobiety. Również z opisu przejawów przemocy domowej dowiadujemy się, że to mężczyźni wykorzystują dzieci do umacniania władzy nad partnerką [s. 48], tak jakby kobiety od takich praktyk były zupełnie wolne. Dzieci bywają wykorzystywane jako karta przetargowa w sporach między rodzicami (kobietami i mężczyznami), co oczywiście nie powinno mieć miejsca, gdyż cierpią z tego powodu dzieci.
W tym miejscu warto przytoczyć akapit z książki Beaty Gruszczyńskiej „Przemoc wobec kobiet w Polsce. Aspekty prawnokryminologiczne”, na którą powołują się autorki opracowania [s. 47], a w którym możemy przeczytać:
Nie kwestionujemy zdarzeń przemocy kobiet wobec mężczyzn, zwłaszcza że badania w Polsce (podobnie jak badania amerykańskie) wykazały, że mają one miejsce. W badaniach na temat konfliktów w rodzinie na pytanie skierowane do kobiet i mężczyzn: „Czy zdarzyło się, że był Pan/Pani uderzony przez małżonka?” odsetek odpowiedzi twierdzących w przypadku mężczyzn był niewiele mniejszy niż kobiet („Konflikty i nieporozumienia…”, 2002). Jednak, zgodnie z określonym wcześniej celem publikacji, nasza uwaga skupia się na zjawisku przemocy mężczyzn wobec kobiet [„Przemoc…”, s. 24].
W swoim podręczniku autorki podręcznika do kampanii „16 dni…” powołują się na tę książkę, przytaczając tylko te treści, które pasują do ich tezy. Wydaje się, że książki Gruszczyńskiej nie czytały w całości, tylko posłużyły się gotowcem zamieszczonym na stronie Fundacji Autonomia (takie źródło podane zostało w podręczniku). Gdyby przeczytały oryginalną publikację (a powinny, tym bardziej, że występowały w roli ekspertek), być może w niejednym miejscu nie stawiałyby tak radykalnych, jednostronnych i naciąganych tez.
Spośród różnych rodzajów występowania przemocy, autorki koncentrują się na przemocy domowej/przemocy w rodzinie. Można przez to odnieść wrażenie, że rodzina (zwłaszcza „rodzina nuklearna”, czyli rodzice i dzieci) jest jakimś społecznym „jądrem ciemności”, pełnym patologii, gorszym niż jakiekolwiek inne środowisko. Nie poświęciły w swoim opracowaniu miejsca na przemoc w miejscu pracy, czy w miejscach publicznych. Głównie była mowa o przemocy obecnego małżonka/partnera, podczas gdy wiele przypadków przemocy fizycznej i psychicznej ma miejsce ze strony byłych partnerów życiowych, gdzie główną rolę odgrywa aspekt uczuciowy (zawód miłosny, zazdrość, zemsta).
Zdaniem autorek źródłem przemocy nie jest natura (biologiczne i psychologiczne uwarunkowania charakterystyczne dla danej płci lub dla poszczególnych osób), ale wyłącznie kultura (normy, tradycja, wzorce, wartości). Wynika to z genderowej koncepcji, którą można streścić w słowach Simone de Bauvoir „nikt nie rodzi się kobietą, lecz się nią staje”, czyli o naszej tożsamości nie decydują czynniki biologiczne, ale wyłącznie wychowanie, środowisko, kultura. W swojej publikacji autorki zresztą omawiają szeroko takie pojęcia jak „stereotyp”, „gender”:
Przemocowe zachowanie jest wyuczone i celowo stosowane […] [Przemoc domowa] jest ściśle powiązana z płcią kulturową (gender) i zachowaniami wynikającymi z funkcjonujących stereotypów płci – w 95% przypadków to mężczyźni sprawują władzę i kontrolę nad kobietami [s. 48].
Źródłem przemocy ze względu na płeć są w dużej mierze stereotypy płciowe. Według L. Brannon stereotypy męskości i kobiecości, to przekonania dotyczące cech psychicznych mężczyzn i kobiet, jak również działań odpowiednich dla jednej lub drugiej płci. […] [Gender] oznacza zestaw norm, dotyczących wszystkiego, co w danej kulturze czy społeczeństwie jest uznane za odpowiednie dla kobiety/dziewczynki lub mężczyzny/chłopca. […] Stanowią one zestaw zakazów i nakazów, oczekiwań społeczeństwa kierowanych w stronę kobiet i mężczyzn, a dotyczących tego jaka powinna być „prawdziwa kobieta”, a jaki „prawdziwy mężczyzna” [s. 70-71].
Stereotyp, w mniemaniu autorek, to trudna do wyplenienia ze świadomości społecznej nieprawda przekazywana nieformalnie z pokolenia na pokolenie. Autorki nawet ludzkie ciało postrzegają w oderwaniu od wymiaru biologicznego: [Ciało to] konstrukcja społeczna, która odgrywa bardzo ważną rolę w procesie reprodukcji oraz w wytwarzaniu systemu pozycji społecznych [s. 70].
Sam tytuł kampanii niesie informację, że jednym z czynników wpływających na zjawisko przemocy jest rodzaj płci (oczywiście w aspekcie kulturowym, a nie biologicznym). W wielu miejscach dane socjologiczne zastępowane są interpretacjami zjawisk kulturowych, a te z kolei przeradzają się w snucie przemyśleń natury filozoficznej.
Zdajemy sobie sprawę ze znaczenia systemów patriarchalnych, które ucieleśniają szkodliwe tradycje i przepisy prawa, doprowadzając do ignorowania i przyzwalania na przemoc wobec kobiet oraz odmawiania kobietom prawa do godnego życia [s. 16].
Terminy „przemoc wobec kobiet” i „przemoc ze względu na płeć” odnoszą się do różnego rodzaju nadużyć popełnianych wobec kobiet, a mających swe źródło w nierówności płci oraz niższym statusie społecznym kobiet [s. 44].
…do dużej trwałości związków opartych na fizycznym i psychicznym niszczeniu oraz poniżaniu kobiet i dzieci przyczyniają się także organy państwa, społeczeństwo oraz patriarchalna kultura [s. 61].
Niemal bez wyjątku kobietom przypisuje się funkcje podrzędne w stosunku do mężczyzn. Prawie we wszystkich kulturach świata istnieją formy przemocy wobec kobiet praktycznie niezauważalne, ponieważ postrzega się je jako coś normalnego [s. 68].
Autorki podają przykłady państw, w których stosowane jest okaleczanie narządów płciowych kobiet, zabójstwa honorowe, małżeństwo pod przymusem – kraje afrykańskie, bliskowschodnie, Indie, Chiny. Natomiast w Europie, zdaniem autorek, źródłem przemocy jest w dużej mierze… tradycja judeochrześcijańska. To ona miałaby być podwaliną trwającego ponad 3.000 lat „patriarchatu”, czyli budować przekonanie iż mężczyźnie służyć mają zarówno przyroda, jak i kobieta. […] Lekceważenie kobiet, zniewolenie psychiczne i fizyczne było koniecznym elementem potrzebnym do zaprzęgnięcia ich w karby bezpłatnej pracy domowej świadczonej na rzecz mężczyzn [s. 69]. Przytaczają przemyślenia Pierra Bourdieu na temat „przemocy symbolicznej”:
[Przemoc symboliczna] to władza nad znaczeniami, władza nie do końca rozpoznana, niewyczuwalna i niewidoczna, którą jedna z grup społecznych narzuca drugiej. Jest to narzucanie innym norm, wartości, sposobu patrzenia na świat zewnętrzny, dostosowanie ich zachowań do swoich oraz zdolność do przeprowadzania swojej woli [s. 70].
W innym miejscu autorki przekonują o złym wpływie „patriarchatu”, który miałby "programowo" stosować także przemoc wobec dzieci:
Wystarczy krótki rzut oka na historię, by przyznać, że walcząc z przemocą wobec dzieci, z przemocą w rodzinie, dokonujemy zamachu na uświęconą instytucję patriarchalnej rodziny. W wymiarze historycznym możemy mówić o skutecznej próbie ograniczania praw rodziców, jak i o ewolucji stosunków między rodzicami i dziećmi [s. 88].
Czy mamy przez to rozumieć, że po zwalczeniu „dominacji mężczyzn”, kolejnym etapem na drodze do realizacji „nowego, wspaniałego świata” będzie zwalczenie „dominacji władzy rodzicielskiej”?
Czy autorki podręcznika kontestujące tradycyjny system wartości (nazywając obowiązujący porządek „patriarchatem”), instytucję rodziny (określając ją jako „patriarchalną” lub „nuklearną”) i kulturę judeochrześcijańską, rzeczywiście znalazły odbicie swoich poglądów w rzeczywistości? Przytaczają statystyki policyjne – dane dotyczące przemocy domowej w 2010 roku: 134.866 ofiar przemocy domowej, w tym 82.102 kobiety. Jak to wygląda w skali całego społeczeństwa? W 2010 roku liczba ludności w Polsce wynosiła 38.529.866 osób, w tym 19.876.741 kobiet (dane GUS). Okazuje się, że w 2010 roku liczba ofiar przemocy domowej stanowiła 0,3% ludności Polski, a w populacji kobiet liczba ofiar przemocy domowej wynosiła 0,4%. W jednym nawet miejscu w podręczniku [s. 47] podana została szacunkowa liczba 800.000 kobiet (za Fundacją Autonomia), które w ciągu roku doświadczają przemocy. Zakładając, że szacunki te odpowiadają rzeczywistości (a nie da się tego zweryfikować na podstawie przytoczonych przez autorki źródeł), to w populacji kobiet stanowią one 4%. Każdy z nas przyzna, że tragedia nawet jednej osoby to o jedną tragedię za dużo, ale czy proporcje te rzeczywiście świadczą przeciwko tradycyjnemu systemowi wartości, czy to on generuje przemoc? W tym najbardziej pesymistycznym wariancie liczba kobiet, które nie były ofiarami przemocy wynosiła 96%, a w najbardziej optymistycznym 99,6% – tylko tyle, czy aż tyle?
Pod koniec 2011 roku sondażownia Millward Brown SMG/KRC przeprowadziła na zlecenie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej (MPiPS) badania pt. „Diagnoza dotycząca osób stosujących przemoc w rodzinie: przemoc w rodzinie z perspektywy dorosłej populacji Polski”. Wykonane one zostały na reprezentatywnej grupie 1.500 dorosłych osób. Okazało się, że w całym życiu przemocy fizycznej (definiowanej jako popychanie, uderzanie, wykręcanie rąk, duszenie, kopanie, spoliczkowanie, a także uszkodzenia ciała, w tym zasinienia, zadrapania, krwawienie, oparzenia) doświadczyło ze strony domowników (małżeństwa, konkubinaty, ze strony rodziców/opiekunów, małżonków/partnerów, rodzeństwa i dzieci) 27,9% populacji, z czego 40% stanowili mężczyźni, a 60% kobiety. Natomiast jak chodzi o przemoc psychiczną (definiowaną jako wyzwiska, ośmieszanie, groźby, kontrolowanie, ograniczanie kontaktów, krytykowanie, poniżanie, demoralizacja, ciągłe niepokojenie, izolacja) w całym swoim życiu doświadczyło 37,3% populacji, z czego 40% stanowili mężczyźni, a 60% kobiety. Przemocy seksualnej doświadczyło 4,5% populacji, z czego 16% stanowili mężczyźni, a 84% kobiety. Ponownie można zapytać, czy te liczby świadczą na niekorzyść tradycyjnego systemu wartości, skoro zawierają one w sobie wszystkie przypadki – i te, gdzie przemoc była codziennością i te, gdzie przemoc była incydentalna (np. słynny wychowawczy klaps raz w życiu)?
We wspomnianym akapit wyżej badaniu zapytano również o to, kto z badanych sam stosował przemoc. Wśród osób, które przyznały się do stosowania chociaż raz w życiu przemocy fizycznej (15,5% populacji) większość z nich stanowią mężczyźni (54:46), a jak chodzi o przemoc psychiczną, to wśród osób, które przyznały się do stosowania jej przynajmniej raz w życiu (25,5% populacji), mężczyźni stanowili połowę (50:50). Z danych zawartych w badaniu wynikałoby, że w relacjach domowych przemoc jest stosowana przez obie płcie mniej więcej tak samo, ale przyjmijmy, że to jednak mężczyźni mają tendencję do jej stosowania – czy dane te są dowodem na to, że to „stereotypy” i kultura pchają mężczyzn we władanie przemocy, czy też wynika to z naturalnych różnic między płciami (cechy fizyczne i psychiczne)?
Autorki prezentują pogląd, że w Polsce występuje wysoka tolerancja dla sprawców przemocy wobec kobiet [s. 61], tymczasem badania przeprowadzone na zlecenie MPiPS wskazują, że jest dokładnie odwrotnie. Na pytanie „Czy zgadza się Pan(i) z opinią: jeżeli żona/partnerka uderzyła męża/partnera, gdy dowiedziała się o jego zdradzie, jej zachowanie jest usprawiedliwione?” twierdząco odpowiedziało 44% osób, a gdy to samo pytanie dotyczyło uderzenia kobiety przez mężczyznę, twierdząco odpowiedziało tylko 22% osób. Co ciekawe, na pytanie „Czy zgadza się Pan(i) z opinią: mąż/partner, który został uderzony przez żonę/partnerkę, najczęściej sam jest sobie winny?” twierdząco odpowiedziało 27% osób, a gdy to samo pytanie dotyczyło uderzenia kobiety przez mężczyznę, twierdząco odpowiedziało 9% osób. Przeczy to teoriom prezentowanym w podręczniku do kampanii „16 dni…” – po pierwsze, większość osób nie akceptuje przemocy domowej w ogóle i to bez względu na jej powody, a po drugie, w odbiorze społecznym na więcej mogą sobie pozwolić kobiety niż mężczyźni. Ponadto, na pytania dotyczące sposobów przeciwdziałania zjawisku przemocy domowej respondenci popierali je w przeważającej większości (74-98%). Zatem, jeśli „patriarchatowi” można coś przypisać, to raczej brak akceptacji dla przemocy domowej, a przemocy wobec kobiet w szczególności.
Jakie są rodzaje przemocy? Przemoc fizyczna, psychiczna i seksualna, ale autorki dodają jeszcze przemoc ekonomiczną (w badaniach statystycznych przeprowadzanych na użytek MPiPS, taki rodzaj przemocy domowej się nie pojawia). Zdaniem autorek podręcznika, z jednej strony przemoc ekonomiczna ma miejsce, gdy mężczyzna uzależnia przekazanie pieniędzy na utrzymanie rodziny od spełnienia jego warunków, a z drugiej strony, gdy pasożytuje na pracy kobiety. Pomijając już tę jednostronność (źli mężczyźni i dobre kobiety) to wydaje się to próbą rozdmuchania problemu przemocy, dlatego że wpisuje się to w teorię „patriarchatu” wyznawaną przez środowiska feministyczne i genderowe, przez które przemoc ekonomiczna widziana jest jako konsekwencja nierówności między kobietami i mężczyznami, a także jako zakorzeniona w systemie patriarchalnym, który zachęca mężczyzn do wiary w ich prawo do kontrolowania i posiadania władzy nad ich partnerkami[s.51].
Dziwi stosunek autorek publikacji do kwestii nadużywania alkoholu. Z jednej strony przyznają, że prawdopodobieństwo występowania przemocy domowej jest ponad dwukrotnie większe w domach, gdzie nadużywa się alkoholu, wskazują także na badania, które pokazują, że 86% zabójstw, 37% napadów i 60% przestępstw seksualnych odbywa się pod wpływem alkoholu, przyznają także, że nasila on agresję i zaburza proces przetwarzania informacji. Z drugiej jednak strony piszą, że osoba, która zamierza dokonać aktu przemocy, może wypić alkohol dla dodania sobie animuszu lub po dokonaniu aktu przemocy pije, aby uniknąć potępienia. Czyli z alkoholem, czy bez alkoholu, wszystko jedno, gdyż sprawca i tak chciał zastosować przemoc. Bycie pod wpływem alkoholu, nie stanowi usprawiedliwienia dla stosowania przemocy wobec bliskich [s. 95]. Owszem, picie alkoholu usprawiedliwieniem nie powinno być, ale czy autorki zadają sobie pytanie, co by było, gdyby udało się ograniczyć zjawisko jego nadużywania? Czy przez to nie udałoby się ograniczyć zjawiska przemocy domowej? Żadnego postulatu ograniczeń w spożywaniu alkoholu w tej publikacji nie znajdziemy. Zamiast tego znajdziemy szereg uzasadnień, dlaczego ofiary przemocy alkoholu mogą nadużywać [s. 96].
Owo bagatelizowanie roli alkoholu w zjawisku przemocy jest widoczne również w fałszywym przedstawieniu danych policyjnych dotyczących przemocy w rodzinie (rok 2010): Do izb wytrzeźwień trafia niemal 40% kobiet, które są pod wpływem alkoholu i są sprawczyniami przemocy w rodzinie i tylko 23% mężczyzn [s. 47]. Jaki wniosek należy wyprowadzić z tych danych – że kobiety muszą wypić, aby dokonać przemocy, a mężczyźni potrafią na trzeźwo ją stosować? Otóż dane policyjne wyglądają zupełnie inaczej i wynika z nich coś zupełnie innego:
A) kobiety zgłoszone na Policję za stosowanie przemocy domowej: 3.981 osób
B) pod wpływem alkoholu było 43% kobiet z grupy „A”: 1.694 osoby
C) do izb wytrzeźwień trafiło 12% kobiet z grupy „A” (29% z grupy „B”): 496 osób
D) do policyjnych pomieszczeń dla zatrzymanych do wytrzeźwienia trafiło 14% kobiet z grupy „A” (34% z grupy „B”): 573 osoby.

Jak chodzi o mężczyzn:
a) mężczyźni zgłoszeni na Policję za stosowanie przemocy domowej: 79.204 osoby
b) pod wpływem alkoholu było 66% mężczyzn z grupy „a”: 52.297 osób
c) do izb wytrzeźwień trafiło 15% mężczyzn z grupy „a” (24% z grupy „b”): 12.284 osoby
d) do policyjnych pomieszczeń dla zatrzymanych do wytrzeźwienia trafiło 29% mężczyzn z grupy „a” (45% z grupy „b”): 23.359 osób.

Statystyki policyjne różnią się od danych prezentowanych przez autorki i przeczą ich tezie – alkohol jest istotnym czynnikiem i szczególnie widać jego wpływ na stosowanie przemocy przez mężczyzn. Skąd zatem autorki wzięły swoje dane procentowe? Z gotowca ze strony internetowej feministycznej Fundacji Autonomia. Skąd te dane wzięła Autonomia? Źródeł nie podała.
Kolejnym zagadnieniem jest kwestia sposobu mówienia o przemocy – nie tylko w sensie używanego słownictwa, ale w sensie języka rozumianego też jako system gramatyczny. Jednym ze sposobów zastosowania języka w celu wyeksponowania roli sprawstwa mężczyzn, jest stosowanie formy czynnej zamiast biernej. Strona bierna i eliminowanie sprawcy jako gramatycznego podmiotu skutecznie przesuwają odpowiedzialność za przemoc – oraz za jej zapobieganie – z mężczyzn sprawców na kobiety ofiary [s. 109]. (Prosty przykład: "Karol zrobił śniadanie Ewie" i "Śniadanie Ewy zostało zrobione przez Karola"). Nawiasem mówiąc, autorki posługują się tu jednak błędnymi pod względem logiczno-językowym przykładami – nie widzą różnicy znaczeniowej pomiędzy zdaniami: „Ile kobiet zostało zgwałconych na tej uczelni w zeszłym roku?” a „Ilu mężczyzn zgwałciło kobiety na tej uczelni w zeszłym roku?”, widzą jedynie zmianę strony czasownika z biernej na czynną i zmianę kontekstu, podczas gdy odpowiedzi na zadane pytania mogą okazać się zupełnie inne (liczba sprawców może być inna niż liczba ofiar). (To tak jakby zdanie "Karol zrobił śniadanie Ewie" według nich znaczyło to samo co "Ewa zjadła śniadanie zrobione przez Karola"). No cóż… Gdyby język stosujący te formy był bardziej powszechny, z pewnością łatwiej przychodziłoby nam uznanie odpowiedzialności mężczyzn za męską przemoc. Język by nas do tego skłonił [s. 109].
Cechą charakterystyczną dla osób zaangażowanych w ruch feministyczny i genderowy jest stosowanie tzw. feminatywów, czyli żeńskich form wyrazów (rzeczowników, czasowników). Przykładowo, zamiast powiedzieć „świadkowie”, feministka napisze „świadkowie i świadkinie”. Nawet jeśli słowo nie posiada żeńskiej formy gramatycznej, to taka forma jest tworzona. Podręcznik do kampanii jest nasycony tego typu formami i stosowane są one z uporem maniaka, jednakże wszędzie, gdzie jest mowa o sprawcach i ofiarach przemocy, to równouprawnienie znika – sprawcą zawsze jest mężczyzna, a ofiarą zawsze jest kobieta.
To, co można pochwalić w podręczniku, to 12 stron poświęconych pomocy osobom poszkodowanym, a także temu, w jaki sposób mężczyźni mogą zapobiec molestowaniu i jak mogą przeciwdziałać przemocy wobec kobiet [s. 97-108]. Aczkolwiek i tu znalazł się postulat, aby poddawać się dobrowolnie równościowej indoktrynacji poprzez uczestnictwo w odpowiednich spotkaniach, oglądanie odpowiednich filmów i czytanie odpowiednich artykułów na temat nierówności płciowej i różnorodnych sposobów traktowania tego, czym jest męskość. Ciekawy jest jednak następujący postulat: Odkrywaj korzenie przemocy ze względu na płeć. Edukuj siebie i innych na temat sił społecznych, które oddziałują i podsycają konflikty pomiędzy mężczyznami a kobietami [s. 108]. Ciekawe, jakie „siły społeczne” autorki mają na myśli.
Czy możliwe jest całkowite wyeliminowanie jakiejkolwiek formy przemocy? Czystą (anty)utopią wydaje się prezentowane przez autorki oczekiwanie, że da się to zrobić – to tak samo jakby oczekiwać, że uda się całkowicie wyeliminować choroby albo całkowicie wyeliminować wypadki drogowe. (Nasuwają się tu przykłady totalitarnych wizji radzenia sobie z problemami ludzkości, przedstawionych w takich filmach jak „Raport mniejszości”, „Equlibrium” czy w książkach „Nowy, wspaniały świat” i „Rok 1984”.) Rozumowanie to możemy odnaleźć w cytowanej przez autorki wypowiedzi Kofiego Annana, byłego sekretarza generalnego ONZ: Dopóki przemoc wobec kobiet nie zostanie trwale wyeliminowana, nie można mówić o postępie w budowaniu sprawiedliwego, rozwiniętego i pokojowego społeczeństwa [s. 44].
Istnienie nierówności, zdaniem autorek, wymaga stosowania „działań wyrównawczych”, polegających na preferencyjnym traktowaniu osób należących do niedoreprezentowanej grupy społecznej, w celu przyspieszenia eliminacji nierówności ich dotykających. […] mają na celu osiągnięcie równości faktycznej, a nie tylko formalnej. Ich stosowanie winno być jedynie przejściowe – zostanie przerwane w momencie osiągnięcia celu, czyli faktycznej równości [s. 77]. Przykładem takich działań są kwoty, parytety i ułatwienia w procesie rekrutacji. Czy gdyby osiągnięta „równość” ośmieliła się z czasem „zróżnicować” to czy równościowcy pogodziliby się z tym trendem, czy też z komsomolską gorliwością wznowiliby „działania wyrównawcze” w imię prawdziwości swojej teorii (lub zwykłego interesu)? Takie (anty)utopijne myślenie, że możliwe jest całkowite wyeliminowanie problemu przemocy, wynika z mylnego przeświadczenia o tym, że wyłącznym źródłem przemocy jest kultura, a czynnik naturalny nie ma żadnego znaczenia, bądź da się go całkowicie okiełznać. Posługując się metaforą, w imię swojego widzimisię, nie biorą pod uwagę możliwości, że obecny bieg rzeki jest optymalny, nie biorą pod uwagę tego, że zmieniając koryto mogą sprawić więcej szkód niż pożytku. To jest właśnie inżynieria społeczna – budowanie nowego społeczeństwa, dekonstrukcja pojęcia „człowiek”, budowanie nowego systemu wartości na gruzach dotychczas obowiązującego.
Powtórzmy raz jeszcze – przemoc jest zjawiskiem negatywnym i przede wszystkim należy pomagać ofiarom przemocy oraz karać sprawców, a ponadto należy jej przeciwdziałać na tyle, na ile jest to możliwe i racjonalne. Autorki podręcznika do kampanii „16 dni…” widząc źródła przemocy domowej wyłącznie w kulturze sugerują, że poprzez jej zmianę uda się ten problem zupełnie zlikwidować. Proszę zauważyć, aby zlikwidować zjawisko, które dotyczy marginesu społeczeństwa (przyjmijmy, że przypadki patologiczne to te, które są zgłaszane Policji, czyli 0,3% populacji w skali roku lub 30% w skali półwiecza), chcą zmienić świadomość 100% społeczeństwa. I to jakim kosztem? Kosztem ingerencji w życie rodzin, w edukację, w rynek pracy, w wolność słowa, kosztem rzucania niesłusznych oskarżeń wobec dotychczas obowiązującego systemu wartości, wbrew naturze i logice.
Narzuca się pytanie – z czym tak naprawdę walczą autorki podręcznika: z przemocą wobec kobiet, czy z „patriarchatem”? Patrząc chociażby na to, jak mało miejsca w podręczniku poświęcone jest kwestii faktycznej pomocy ofiarom przemocy, a jak dużo rozważaniom filozoficznym na temat „dominacji mężczyzn”, można dojść do wniosku, że walka z przemocą pełni raczej funkcję konia trojańskiego. Wraz ze słusznym sprzeciwem wobec przemocy, czytelnik otrzyma „w pakiecie” sprzeciw wobec dotychczas obowiązującego systemu wartości, opartego na klasycznej triadzie wartości uniwersalnych.
Powyższa krytyczna analiza treści podręcznika do kampanii „16 dni przeciwdziałania przemocy ze względu na płeć” była konieczna, aby pokazać, jakiego rodzaju treści niesie ona ze sobą i jakie projekty otrzymują dofinansowanie (25.000 zł) ze środków publicznych. Czy Regionalny Ośrodek Pomocy Społecznej w Poznaniu, podlegający marszałkowi województwa wielkopolskiego, akceptuje skrajne poglądy przedstawione w podręczniku? Wniosek o dofinansowanie zawierał w sobie elementy świadczące o treściach prezentowanych później w czasie szkoleń i w podręczniku. Czyli nie można mówić o totalnej niewiedzy urzędników. Zresztą o czym by ona świadczyła?
Jest jednak ważniejszy powód. Teorie prezentowane w podręczniku mogą być propagowane dalej, chociażby jako przedmiot nauczania dzieci w szkołach i przedszkolach. W ramach tej kampanii mają odbyć się w Poznaniu warsztaty „Dziewczynki-przytulanki, chłopcy-twardziele…” skierowane do osób zajmujących się edukacją i wychowywaniem dzieci. (Tematowi warsztatów poświęcony jest następny artykuł „Tematyka gender, tym razem w Klanzie” - http://www.blubry.pl/z-poznania/tematyka-gender-tym-razem-w-%E2%80%9Ekla...) Na tych warsztatach będzie mowa o płci kulturowej, o nierówności płci i o stereotypach – tym właśnie zagadnieniom w ogromnej części poświęcony był omawiany podręcznik, podręcznik stosujący wątpliwej jakości argumentację, proponujący społeczny eksperyment – równościową (anty)utopię.
Można na to wszystko machnąć ręką, można się głębiej nie zastanawiać, ale nie można już powiedzieć „nie wiem”. To do każdego z nas należy decyzja, co z tą wiedzą zrobimy.
Jan Sulanowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz