czwartek, 24 października 2013

Madziarski Poznań, rozmowa z Agatą Ławniczak

23 października to rocznica wybuchu Rewolucji Węgierskiej 1956 roku. Była ona sprzeciwem wobec komunistycznej władzy i została krwawo stłumiona. Mnóstwo Węgrów wtedy zginęło i zostało uwięzionych, mnóstwo emigrowało – również do Polski. Polacy, a szczególnie poznaniacy, okazali Węgrom dużą życzliwość i pospieszyli im z humanitarną pomocą. 23 października 2013 roku w Poznaniu miał miejsce szereg uroczystości związanych z tą rocznicą.

Uroczystości rozpoczęły się o godzinie 12:00 w Zintegrowanym Centrum Komunikacyjnym / Poznań City Center. Wynikało to z faktu, że inwestorem budującym nowy dworzec PKP i galerię handlową jest węgierska firma TriGranit. W pobliżu wejścia od strony Mostu Dworcowego nastąpiło odsłonięcie tablicy upamiętniającej solidarność poznaniaków z Narodem Węgierskim w 1956 roku, a w hallu dworca rozstawione zostały fragmenty wystawy pt. „Rozstrzelanie miasta Poznań-Budapeszt 1956”. Dodać należy, że Powstanie Poznańskie Czerwiec 1956 było dla Węgrów dodatkową inspiracją do tego, aby wywołać bunt w swojej ojczyźnie.
Potem zostały złożone kwiaty pod tablicami Petera Mansfelda i Romka Strzałkowskiego. Peter Mansfeld był ofiarą-symbolem Rewolucji Węgierskiej, tak samo jak w Poznaniu Romek Strzałkowski. Najważniejszym momentem wszystkich uroczystości było przemówienie brata Petera Mansfelda, Laszla. Przekazał on na ręce prezydenta miasta węgierską flagę narodową, rękodzieło.
Wieczorem w kinie Rialto odbył się premierowy pokaz filmu dokumentalnego w reżyserii pani Agaty Ławniczak pt. „Poznań – węgierskim patriotom, czyli pamięć krwi”. Opowiadał on o tym, jak poznaniacy, którzy kilka miesięcy wcześniej byli zdruzgotani pacyfikacją wystąpień w Czerwcu 1956 roku, zdobyli się na wspaniały gest solidarności z Węgrami, którzy w październiku 1956 roku postanowili zawalczyć o swoje prawa. Poznaniacy zbierali pieniądze, żywność, leki i oddawali krew. O dziwo, komunistyczne władze w Polsce nie robiły z tego powodu problemów. Przed pokazem filmu krótki rys historyczny przedstawił dr Konrad Białecki z poznańskiego IPN-u. Po projekcji filmu zadaliśmy kilka pytań reżyserce.
Jak narodził się pomysł, aby stworzyć ten film?
Pomysł wyszedł z poznańskiego IPN-u. W czasie pracy z dyrektorem poznańskiego IPN, Rafałem Reczkiem, nad projektem pod nazwą „Adwokaci zbuntowanego miasta”, który miał dotyczyć historii wszystkich adwokatów broniących robotników oskarżonych za udział w wydarzeniach czerwca 1956 roku, okazało się, że z różnych względów ten film nie będzie mógł być zrealizowany w terminie i wtedy padła propozycja, żeby zająć się inną datą – 23 października 1956 na Węgrzech.
Pani film pokazuje miejsca w dwóch państwach – w Polsce i na Węgrzech. Proszę opowiedzieć o tym jak wyglądała jego realizacja.
To była duża spontaniczność, ponieważ bardzo mało jest dokumentów, które dałoby się zwizualizować i przełożyć na język filmowy. Mimo, że akcja wsparcia dla Rewolucji Węgierskiej była legalna, potem tak jakby starano się ten epizod usunąć w niepamięć. W archiwum prasowym nie ma żadnej fotografii, w archiwum radiowym w Poznaniu nie ma żadnego nagrania z tamtego czasu. Istnieją kroniki filmowe, które są nieprzytomnie drogie i Polska Kronika Filmowa nie rozumie, że taka produkcja pełni rolę edukacyjną. To jest dosyć dramatyczna sytuacja dla filmowca, który ma operować obrazem, a poza tym, że akcja ta była na tak ogromną skalę zakrojona w Poznaniu, to okazuje się, że wiele osób już tego nie pamięta, a ci, którzy mogliby coś powiedzieć, w ostatnim czasie odchodzili z tego świata. W trakcie realizacji tego filmu wykruszały mi się kolejne potencjalne postaci bohaterów.
Na czym Pani bazowała, jak chodzi o materiał filmowy i zdjęcia?
Część zdjęć była robiona na Węgrzech w miejscach najbardziej kojarzących się z Rewolucją. Sporo materiałów otrzymałam z Węgierskiego Instytutu Kultury, a także ze zbiorów prywatnych i z węgierskiej kroniki filmowej.
Na końcu filmu, już w czasie wyświetlania napisów padają charakterystyczne słowa Akosa Engelmayera.
Engelmayer był uczestnikiem Węgierskiej Rewolucji w 1956 roku, ale także był pierwszym po 1989 roku ambasadorem Węgier w Polsce. W filmie stwierdza on: „Jeżeli przyjdzie odnowa Europy, a musi przyjść, bo inaczej to amen, to ta odnowa przyjdzie z Węgier”.
Jak to należy rozumieć?
Bardzo prosto. Myślę, że to, co robi Orban, to jak umacnia poczucie narodowej dumy, jest dla Węgrów ogromnie ważne. Oni przez lata, przez te ogromne represje byli narodem rozbitym i duchowo skulonym, a on im przywraca godność, przywraca pamięć, dumę narodową i jednocześnie pokazuje, że gospodarczo można funkcjonować w sposób nie podległy tak bardzo unijnym dyrektywom.
O czym będzie Pani następny film? Będzie to dokończenie tematu poznańskich adwokatów?
Bardzo chciałabym dokończyć realizację tego filmu, ale chciałabym się zająć również pewną nieprawdopodobną historią dziejącą się w czasie II wojny światowej, ale pozostawmy to jeszcze w tajemnicy.
Bardzo dziękuję, za nakręcenie tego filmu i za rozmowę.
Rozmawiał Jan Sulanowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz